Pośrodku niczego
Stała tam sama pośrodku niczego. Czuła się taka samotna, banalne słowa lecz to uczucie odbierało jej mowę, pozbawiało ją normalnych czynności życiowych... Myślała o śmierci. Ten temat zaprzątał jej głowę od dłuższego czasu. Nie rozumiała samej siebie, nie rozumiała świata i ludzi w nim żyjących. Pustka jaka zaczęła w nią wsiąkać zdawała się nie mieć końca. Bo czy pustka ma jakieś granice? Jest wszędzie i potrafi zaprzątnąć każdą duszę, głowę, każego z nas. Stała tam w tłumie ludzi i patrzyła jak umierają. Życie uciekało z ich ciał w niepojęcie szybkim tępie. Padali na ziemię z bólem wypisanym na twarzy. Śmierć wznosiła okrzyk zwycięstwa, poruszając całą przestrzeń od ziemi aż po niebo. A ona? Patrzyła na to wszystko i nie potrafiła zmusić się do żadnego czynu, wegetowała w tym dziwnym miejscu. Chciała polec jak ci wszyscy, przestać patrzeć na tę wielką masakrę, ale kule omijały ją, jakby nie dane jej było umrzeć... Ach ta bezradność wobec otoczenia, stała i stała, choć myślami próbowała zmusić ciało do ruchu, nic z tego nie wychodziło, tylko wewnętrzny krzyk. Myśli ją męczyły. Musi coś zrobić, cokolwiek, pomóc tym wszystkim, cokolwiek. Teraz... Zmuszona do patrzenia na okropności tego świata, roniła łzę za łzą. Upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. Łzy wypływały spomiędzy jej palcy i spadały na rozgrzaną od gniewu ziemię. Tak bardzo chciała się stąd wynieść. Uciec. Biec i biec aż braknie sił, aż braknie tchu, a potem paść na ziemię i zapomnieć. Żyć w zapomnieniu, wymazać z pamięci, z głowy z duszy i serca to wszystko, czego jest teraz świadkiem. Poczuła zimny, metalowy przedmiot przyłożony do głowy. Teraz już nie ból, nie samotność, paraliżowały jej duszę i ciało. To strach. Strach przed śmiercią, której tak przecież chciała. Podniosła głowę i zobaczyła samą siebie celującą z pistoletu w skroń. Krzyki jakie oblewały całą przestrzeń dookoła ucichły z pierwszą sekundą ostatecznej klęski. Ból rozerwał ją na drobne kawałki, lecz te kawałki złączyły się spowrotem w jedną całość, całość złożoną z drobnych elementów uczuć. Tam gdzie znajdowała się obecnie nie było śmierci, nie było nieżywych ciał, nie było krzyku. Nic nie widziała, otaczała ją ciemność, ale ta ciemność pachniała spokojem i bezpieczeństwem. Lewitowała w powietrzu i starała się uspokoić, było to trudne, ponieważ te straszne obrazy nadal ją nawiedzały. Ku niej zaczęła sunąć mała świecąca kuleczka. Z czasem gdy się zbliżała rosła w potęgę. Próbowała uciekać przed nią, ale to nie miało sensu, gdyż owa kula pędziła zbyt szybko, a ona sama mimo panicznemu wymachiwaniu rekami i nogami nie ruszała się w ogóle z miejsca, takie miała wrażenie. Myślała, że już po niej, że zaraz zostanie zgnieciona w próżni. Zamknęła oczy i czekała na uderzenie, napięła wszystkie mięśnie i czekała, czekała. Nieświadomość tego co się dzieje. Nic nie rozumiała, znów ta pustka, niewiedza i pustka. Czuła tylko strach i samotność. Czekała na koniec lewitując w próżni, z zamkniętymi oczami. Sekundy zdawały się być wiecznością. Czy w próżni jest czas? Gdy otworzyła oczy spowrotem, znajdowała się w środku owej kuli. Ździwiło ją to bardzo, ponieważ gotowa była na koniec. Blask światła jaki bił z jej wnętrza uderzał w zmęczone oczy. Poczuła po raz kolejny spokój i bezpieczeństwo, jej zszarpane serce zabiło spokojniej, to światło mimo swojej jasności, miało w sobie pewne piękno. Naraz kula zaczęła się wypełniać wodą. Co się dzieje? Już była cała zamoczona, cała kula wypełniona była wodą. Topiła się w wodzie. Topiła w morzu własnych łez. Jak to możliwe? Połykała coraz to więsze ilości wody, słonej wody zapomnienia. I znów ciemność, jak zły sen. Miała nadzieję, że to już koniec. Ale przeczucie mówiło zupełnie co innego. Tak bardzo bała się otworzyć ponownie oczy. Czuła, że spada, czuła że leci w dół, że wiatr uderza o jej ciało. Podniosła powieki. Widok zaparł jej dech w piersiach,