Porzucona. Cz. III
Maciek czekał na mnie w Londynie, skąd pojechaliśmy dalej pociągiem. Jeszcze dwie godz. i byliśmy na miejscu. Ale mają drogie bilety, nie przypuszczałam, że aż tak bardzo. Pokoik chłopaków mały, dwa łóżka, szafa, stolik, dwa krzesła.
- Dobrze, że Peter ma same nocki, wraca rano – stwierdził Maciek.
- Często się mijamy, w nocy ja śpię, on pracuje. Zakupy robimy tam, gdzie pracujemy - mamy tam zniżki, więc taniej - dodał rozbrajająco.
- Strasznie się cieszę, że już jesteśmy razem. Fajnie masz, robisz co chcesz, nikt ci nie zawraca głowy… żyć nie umierać – rozmarzyłam się.
Pierwsza noc, mimo zmęczenia podróżą i niezbyt szerokiego łóżka, była wspaniała. Odtąd żyliśmy jak młode małżeństwo na dorobku. Jedno łóżko, jedna pensja. Nikt się nami nie gorszył. Szukaliśmy pracy dla mnie: czytaliśmy wywieszone w witrynach ogłoszenia, odwiedziliśmy agencję, gdzie zostawiliśmy moje dane i nr telefonu Maćka. Plusem była moja znajomość angielskiego. Pewnego dnia zadzwonił telefon :- Jest praca dla pani Kingi, proszę przyjść dzisiaj o godz.20.00, adres: Royal Mail, Cross…itd. Poczta, praca w nocy, jak ja sobie poradzę… - martwiłam się. Rano wróciłam wykończona, bolała mnie każda kosteczka. Plecy od nachylania się, ręce od noszenia paczek, ale najgorsze były buty, ciężkie, skórzane z metalowymi okuciami – w razie gdyby coś spadło na nogi… horror. Telefon odzywał się przeciętnie 2-3 razy w tygodniu. Praca była zawsze w nocy, często w sobotę lub w niedzielę.
Tak strasznie chciałam poznać kulturę angielską. Zobaczyć Londyn, Stonehenge… a tu nic. Praca i liczenie, ile funtów uda się zaoszczędzić. Namawiałam chłopaków na różne eskapady, ale wciąż coś stało na przeszkodzie. Jeśli już namierzyłam jakieś ciekawe miejsce, okazywało się, że bilety są potwornie drogie, nie na naszą kieszeń.
Jednak udało się nam, tzn. Maćkowi, Peterowi i mnie zwiedzić Londyn, dzięki koledze, poznanemu na poczcie. Ali pochodził z Afryki, pracował w Anglii już 3 lata, no i miał kilkunastoletni samochód. Na szczęście zwiedzanie British Museum było darmowe, bo moi kompani niechętnie wydawali cash. Eksponaty z tylu miejsc na świecie – bomba kulturalna. Zbliżał się wieczór, kiedy zauważyłam plakat przed teatrem: „ Romeo and Juliet – William Shakespeare „ . Ale super, idziemy chłopaki! - krzyknęłam z entuzjazmem.
Okazało się, że do spektaklu pozostało pół godziny. Peter i Ali zdezerterowali natychmiast i wrócili samochodem do domu. Mój kochany Maciek zgodził się iść na przedstawienie pod warunkiem, że płacę ja. Tyle to jeszcze miałam… Było super - „Romeo i Julia ” w oryginale, to było coś!
Kiedy wychodziliśmy z teatru poślizgnęłam się na stopniu schodów i bęc – leżałam jak długa. Maciek z jakimś chłopakiem podnieśli mnie, ale ustać mogłam tylko na jednej nodze, lewej. Ból w prawej kostce był tak nieznośny, że łzy same popłynęły mi po policzkach i to bez żadnego rozkazu z mojej strony! Kiedy okazało się, że daleko tak nie poskaczę, mój nowy wybawiciel zaproponował, że może razem – tu wskazał na Maćka, zaniosą mnie do pobliskiego szpitala, bo może noga złamana. Tak też zrobili. Siedząc na siodełku z ich splecionych dłoni, przemieszczałam się niczym w lektyce. Na szczęście noga była tylko skręcona. Spuchła jak bania!!!
W szpitalu mieliśmy czas na rozmowę z naszym nowym znajomym. Miał na imię Mikael, był Szwedem i studiował w Londynie. Wysoki, wysportowany blondyn, a przy tym taki sympatyczny. Pomógł nam dostać się na dworzec, wymieniliśmy swoje nr telefonów i pociągiem wróciliśmy do naszego miasta.
Przez tydzień nie chodziłam na pocztę. Potem trochę jeszcze pracowałam - chciałam wrócić samolotem. W Polsce byłam kilka dni przed rozpoczęciem roku akademickiego. Studia zabierały mi sporo czasu, o moim Maciusiu jednak myślałam, i … tęskniłam.