Poranek w Warszawie
Starszy pan tłumaczy, że posprzątał właśnie.
- No co pan?! Co znaczy posprzątał? W kieszeń se pan te gówno weźmie a nie wśród porządnych obywateli się taki cham zachowuje! Co to jest? Śmietnik na śmiecie czy na gówno psie?
Zastanawiam się, czy ta paniusia nie zalakierowała sobie przypadkiem mózgu dziś rano. Może wpadła jej szpila do włosów do ucha i drąży dziurę w szarej masie?
Starszy pan pokiwał tylko głową i się oddala. Pies patrzy ze zdumieniem, że homo sapiens sapiens potrafi tak donośnie szczekać. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę z istoty sytuacji? Bo istotą sytuacji gówno było. I tyle.
Swoją drogą, nasze wojujące o podniesienie kultury wśród narodu miasto, czyli ADMINISTRACJA, nie wpadła na pomysł wystawienia specjalnych koszy na psie odchody. Wydała tylko zarządzenie (rozporządzenie, czy innego rodzaju ważny dokument), że za psie odpowiadają właściciele i że będą kary, kary, kary. Najpierw karali babcie sprzedające na przystankach truskawki. Strażnicy miejscy, rosłe chłopy, roztrząsali kwestie podatkowe nad głowami babuleniek, co to do marnej emerytury dorabiały. I karali, karali, karali. A obok szło paru napakowanych dresów z piwkiem, kurwili na całą okolicę, HWDP i tym podobne, kurwa, kurwa, pluli na chodnik, wywalali te puszki z hukiem na jezdnię i nic. Nikt ich nie karał, nie karał, nie karał. Straż udawała, że babcia większym zagrożeniem dla porządku publicznego. Inna sprawa, że babuleńka nie nawieje, w mordę nie da, pitbulla nie spuści. A za kolejne raporty o odniesionym sukcesie w walce z przestępczością strażnik dostanie awans lub nie dostanie wymówienia z pracy. I będziemy mieli przynajmniej służby patrolowe, co to nad naszym życiem i mieniem czuwają. Żeby nam truskawki nie smakowały, broń boże.
A’propos pies pitbull. W sąsiedniej klatce mieszka sobie matula z syneczkiem. Syneczek ma jakieś dwadzieścia pięć lat, maleństwo nie pracuje, wątłego zdrowia, włóczy się całymi dniami, przesiadując pod kioskiem z piwem. A matula wiekowa z renty usiłuje dom utrzymać i wspaniałego zwierza wykarmić. Bydle wielkie i żre pewnie za dwóch. Bydle jak było małe zostało sprowadzone do domu, bo fajnie mieć pitbulla. Taka moda na blokowych osiedlach. Tyle, że piesio urósł i przestał być milusiński. No i matula z tym bysiorem, na smyczy, choć trudno orzec, kto kogo na spacer prowadzi, szarpie się, nieboga i z sąsiadami koty drze, bo się bysior uwziął rzucać na różne stworzenia: piesy, dzieci, koty. Kiedyś nie wytrzymałem, za telefon, po straż miejską. Przyjechali. I spisali gościa z ratlerkiem, co to go bez smyczy na polance puścił, żeby sobie malec pobiegał. Pies powinien być wyprowadzany na smyczy, najlepiej w kagańcu. Sąsiad się wściekł i teraz za każdym razem, gdy widzi babę z bysiorem, dzwoni po straż miejską. Jakoś jej dopaść chłopaki nie mogą. Za szybka babka dla nich. Ale wytropili już chyba wszystkich z małymi psami – liczy się sukces, czyli ilość.