Ponury
Ponury daleki był od polityki. I gardził oszustwem. Z wielkim żalem wspominał dzień gdy w 1981 roku przyjmował się do Stoczni. Nim go zatrudniono, musiał wypełnić deklarację wstąpienia do „Solidarności”. Sercem był z tym ruchem społecznym, ale takiego upokorzenia się nie spodziewał. To był gwałt zadany na jego wolności. Tym bardziej przypomniał sobie słowa Naczelnika: „naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”.
W swych wędrówkach po kraju nie znalazł kobiety dla której by porzucił włóczęgę. Choć lgnęły do niego jak pszczoły do miodu, różnej kondycji panienki, pijane i trzeźwe. Pewnie za sprawą jego czarnych, zwisających wąsów, i otwartego, pełnego ogników spojrzenia. Ale nie spotkał takiej, która by chciała porzucić dom dla niego.
Nadszedł jednak czas zmian. Za sprawą bankructw różnych przedsiębiorstw, za sprawą swego wieku i zmęczenia włóczęgą osiadł na Śląsku, a raczej – przykucnął tam, nie wiedząc co jeszcze może przynieść mu los.
… Hildę znał od wielu lat, bywał u niej, przemieszkiwał. Ona też nie założyła rodziny, choć nie miała duszy włóczęgi. Za to była brzydka i miała wredny charakter. Lecz i ona rozumiała, że nic się już nie zmieni na lepsze. Zamieszkał u niej, i jak smród krążył ospale po mieszkaniu. Razem pili wódkę, kochali się, i gapili w telewizor. I choć ta stabilizacja była mu potrzebna, to przecież pozbawiona była nadziei. Miłość za wikt i opierunek.
Coś go opuściło. Już dawno. Słowa straciły moc rażenia, czyny przestały być grzechem.
Znowu pociągnął łyk z butelki. Odstawił ją na podłogę, zebrał się i wstał. Podszedł do stołu i sięgnął po papierosa. Zapalił. Usiadł na krześle i spojrzał na Hildę. I patrzył, wypuszczając kłęby dymu.
W końcu wstał. Powoli rozpiął rozporek, wyjął ptaka i wgramolił się na łóżko. Jeszcze bardziej rozchylił jej nogi. Przygotował interes, włożył go i powoli zaczął pracować, długo, mozolnie, nie mogąc się spuścić. Spoglądał na okno, to na stół, jakoś smutno, z rezygnacją.
Kiedy skończył, wstał i usiadł na podłodze z butelką w ręku, patrząc pusto na drzwi, które były otwarte, i za którymi nikt na niego nie czekał.
------