Ponowny wybór
- Ale ulga... Na co czekasz? - Zapytał, przekrzywiając lekko głowę. To chyba było u nas rodzinne... Tak, Atreyu był moim kochanym braciszkiem.
- Na zaproszenie. - Odparłam nieco zaczepnie, po czym zaczęłam powoli wchodzić. - Ale lodowata....
- Ale przynajmniej znieczula. - Odpowiedział Atreyu, po czym dał kolejnego nura.
Szczerze zazdrościłam mu tej jego odporności na wszelkiego rodzaju zmiany temperatur. Ja nie byłam aż tak "zmiennocieplna", więc zanurzenie się zajęło mi nieco dłużej. Jednak gdy wreszcie udało się przezwyciężyć nieprzyjemne uczucia i dreszcze, faktycznie, woda pomogła uporać się z wszędobylskim bólem. Zanurzyłam się też, by zmyć ten piekielny pył. Wynurzyłam się w kilka sekund później, całkiem się już trzęsąc z zimna.
- Ale wieje... - Szepnęłam, teraz czując każdy najlżejszy podmuch jako ogromną wichurę. Byłam całkowicie zmarznięta, a zanurzenie się do końca chyba nie było najlepszym pomysłem. Atreyu jednak najwyraźniej bawił się w najlepsze, bo dał kolejnego nura. - Bo się przeziębisz! - Zakrzyknęłam za nim.
- Oj daj spokój. Wiesz, ze mam dobrą odporność. Za to ty daj sobie już spokój, jesteś cała sina. Sio z wody! - Krzyknął i dał następnego nura, by po chwili znowu się wynurzyć.
Miał rację, było mi potwornie zimno. Na brzegu jednak wcale nie było lepiej. Całkiem przemoknięte ubrania nie ogrzewały mnie wcale. Za to zdecydowanie skutecznie powstrzymywały nawroty bólu.
Po chwili usłyszałam, jak i mój brat wychodzi z wody. Usiadł koło mnie i objął lodowatym ramieniem. Mimo to nie protestowałam. Wiedziałam dobrze, że w ten sposób szybciej się o siebie ogrzejemy.
Oby tylko to nie spowodowało nawrotów bólu...
- Spróbujmy się zdrzemnąć. Wątpię, by był tutaj ktokolwiek poza nami. - Wyszeptałam, lekko drżąc. - A sen pomoże się nam zregenerować. - Dodałam, na co Atreyu tylko skinął głową.
- Do tego czuć tu wiatr... Wyjście musi być niedaleko. - Dodał, po czym zdjął już mokrą koszulkę i zwinął ją. Podłożył na podłożu i użył jak poduszki. Sama jednak zdecydowałam, że zdrzemnę się na własnych ramionach.
Atreyu uśmiechnął się do mnie pobłażliwie. Delikatnie klepnął swój brzuch, albo raczej bok.
- Jak chcesz, to się o mnie oprzyj. - Dodał przy tym, uśmiechając się lekko. Przysunęłam się i ułożyłam w poprzek, kładąc głowę na jego boku. Tworzyliśmy w ten sposób coś na kształt niezgrabnego T.
- Dzięki. - Wyszeptałam tylko cicho. Nie rozumiałam tego. Po mimo chłodu, niewygody i tępego odrętwienia zmieszanego z nikłym bólem naprawdę morzył mnie sen. To samo działo się chyba z Atreyu, bo nim się obejrzałam, usnął...
Sama też usnęłam kilka minut później...
Nie, nie wyziębiliśmy się. Pomimo wszystkich tych przygód nadal pozostawaliśmy przy życiu. Co więcej: po kąpieli i krótkiej drzemce czuliśmy się nawet lepiej. Ból choć trochę ustąpił i nie był już aż tak dotkliwy jak poprzednio. Za to teraz burczało nam w brzuchach, obojgu. Byliśmy głodni po drzemce. Na szczęście zapobiegawczo zrobiłam kilka kanapek i niosłam je w torebce. Przed kąpielą torebkę zostawiłam na brzegu. Teraz suchy prowiant idealnie się nada. Wyciągnęłam początkowo dwie, jedną z nich podałam bratu. Zniknęła szybciej niżeli mogłabym się spodziewać! Gest, jaki wykonał w moją stronę mówił mi wyraźnie: jeszcze. A mianowicie, z tym swoim rozbrajającym, słodkim uśmiechem wyciągnął dłoń w moją stronę. Podałam mu wiec bez słowa kolejną kanapkę. Ta także zniknęła szybciej, niżeli ja zjadłam swoją pierwszą.
- To co, idziemy dalej? - Zapytał z na wpół pełną jeszcze buzią. Zaraz potem przełknął ostatni kęs kanapki. Uśmiechnęłam się lekko. Zawsze był niecierpliwy i jak coś mu leżało na sercu, mówił o tym natychmiast.
- Spokojnie. Zjem i pójdziemy. - Odparłam między kęsami. Skinął mi głową dwa razy, jakby "wydał mi przyzwolenie".