Podsłuchana rozmowa
- Wyobraził pan mnie sobie w dość ponurych barwach. Aż muszę się zastanowić, czy to oby prawda. Wygląda na to, że lepiej mnie pan zna niż ja sama. Musi pan być strasznie samotny, i szuka we mnie czegoś, jakiejś podpory, by się nie przewrócić, by bezpiecznie wrócić do domu. Czy jestem dla pana takim wsparciem? Ostatnią deską ratunku?
- Z naszej rozmowy chyba już nic nie wyniknie. Za bardzo polubiła pani swoją rolę. Być może cały czas gra pani i ta maska, ta obca postać, zbyt zrosła się z panią, i teraz pozostało tylko udawanie. Żal mi pani. Wróci pani do domu, usiądzie w fotelu, może sięgnie po szklaneczkę czegoś mocniejszego, usiądzie, i jedynie smutek będzie pani wiernym towarzyszem. Nie boi się pani powrotów do domu? Może dlatego nie odchodzi pani, rozmawia ze mną, bo się boi czekającego na nią fotela, i ciszy. Bo pani już na nic nie czeka. Zagłębia się w fotel, wtapia się w niego, i drobnymi łyczkami popija alkohol.
- To śmieszne. Coś pan sobie ubzdurał, i nie popuści. Nie popijam samotnie, nie ma we mnie pustki, takiej jaką pan opisuje. W każdym człowieku tkwi oczekiwanie, we mnie również jest. Może i kawałek pustki. Ale to nic takiego. Gdyby jej nie było, gdyby nie było oczekiwania, bylibyśmy manekinami albo mielibyśmy głowy pełne jedynie żarcia i pieprzenia się na każdym kroku. Takie króliki. Niech pan nie patrzy na mnie przez pryzmat własnej pustki. Każdy z nas ma swój, niepowtarzalny garb. I gra w swojej sztuce. Czasami tylko dostrzegamy światła cudzej rampy, i wtedy jak ćma podążamy tam, myśląc sobie, że spotkamy sobowtóra. Nigdy się nie zdarza spotkać, a tym bardziej dotknąć własnego odbicia w cudzym lustrze. Pozostają na obronę słowa, słowa, słowa. Jak teraz. Jak wcześniej. Ale to dobrze, że rozmawiamy. To dobrze, że próbujemy. Być może słowa nie staną w naszej obronie, nie staną się naszym Ocaleniem, lecz miło kogoś spotkać, zderzyć się z nim, i powiedzieć sobie, że było to przyjemne doświadczenie.
- Głos rozsądku? Chce mi pani utrzeć nosa? Powiedzieć, że moje słowa nic nie są warte, że bawiła się pani ze mną? Gratuluję pięknej gry. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak się ukłonić i odejść.
- Rozwiałam pana wyobrażenia o mnie? To boli? A co, jeśli i teraz udaję, gram tylko sobie znaną rolę? Zbyt szybko się pan poddaje.
- Kobieca przewrotność… Zapomniałem o niej.
- Łatwo pan tłumaczy porażkę. A może to nie jest porażka? Choć tak właśnie pan czuje… Kobieca przewrotność… Jakby tu chodziło o oszustwo, haniebny uczynek, i to wobec męskiej uczciwej gry w otwarte karty. Za bardzo pan polubił własne poczucie wyższości. A gdy zamek z piasku się rozsypuje, jedynym wytłumaczeniem jest kobieca przewrotność… Samiec zawsze pozostanie samcem, który ma w genach potrzebę dominacji.
- Daje mi pani klapsa za klapsem. Jeśli to tylko gra, to do czego pani zmierza? Już dała mi pani po nosie. Co dalej?
- Przecież to pan zaczął tę rozmowę. Ja tylko staram się pana zrozumieć, próbuję pana zobaczyć w wymiarach właściwych, chcę się… przejrzeć w panu. Cieszy mnie ta rozmowa, i cieszy mnie pana obecność. Być może mamy więcej wspólnego niż tu zostało powiedziane. Ale nasza rozmowa, to rozmowa krzywych luster. Nie wiem co dalej…
- A ja myślałem, że panią rozgryzłem, i nie mogę zrozumieć, nie dociera do mnie, nie mogę uwierzyć, że się pomyliłem. Albo jest pani wyśmienitym graczem, albo ja tracę poczucie rzeczywistości. Ja też nie wiem co dalej. Moja pomyłka jest zbyt duża, bym teraz snuł jakieś plany.
- A wcześniej? Snuł pan jakieś plany?
- …Nie. Nawet nie wiedziałem, czy zechce pani ze mną rozmawiać. A teraz… Trochę mi pani zamieszała w głowie. Wiem tylko, że żal mi będzie się z panią rozstać.
- No widzi pan… Rozmowa zbliża ludzi.
- Tylko rozmowa? Gdyby to było takie proste… Rozmowa może być tylko katalizatorem. Coś musi się wcześniej wydarzyć. Coś ważnego… Nie uważa pani, że coś się już wydarzyło?