Pocztówka (dokończenie)
Post verte
Dziewczyna ocknęła się ubrana w długi biały strój przypominający piżamę. Nie pamiętała gdzie jest, nie pamiętała żeby kładła się spać, albo ubierała w cokolwiek. Podniosła się i siadając na łóżku zaczęła rozglądać się dookoła. Wszystko wyglądało tak obco. Jasne białe ściany, pomalowane na biało metalowe łóżka ostawione w długi rząd przy ścianie naprzeciw okien. Okien, przed którymi zobaczyła kraty. „Gdzie ja jestem?” – pomyślała, i krzyknęła z całych sił:
-Gdzie ja jestem?!
Nikt jej nie odpowiedział. Dziewczyna wstała z łóżka. Od razu poczuła chłód podłogi, miała bose stopy, a w pobliżu nie było żadnych kapci. Nie była nawet pewna czy ma kapcie. Chwiejnym krokiem zbliżyła się do okna, i starając się zbliżyć twarz do szyby, wyjrzała na zewnątrz. Za szybą zobaczyła mały trawnik i rozciągający się za nim park. Po trawie apatycznie spacerowały ubrane podobnie jak ona postaci młodych kobiet. Niektóre pojedynczo, inne w grupkach po dwie lub trzy. Nie rozumiała tego widoku, ale nie podobał się jej, tak samo jak pokój w którym była. Źle się czuła, chciała wyjść i to jak najszybciej. Coraz bardziej zaniepokojona odszukała wzrokiem drzwi. Były po lewej stronie, niecałe sześć metrów od niej. Walcząc z własną słabością i zawrotami głowy po chwili dotarła do futryny i nacisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte. Spróbowała kolejny raz, i następny, bez rezultatu. To nie powinno być tak. „Drzwi nie powinny być zamknięte” – pomyślała. Uderzyła je kilka krotnie pięścią krzycząc - „Pomocy !”. Nikt nie odpowiedział. Dziewczyna opadła na kolana i zaczęła płakać. Ktoś jednak usłyszał jej krzyk. Wkrótce na korytarzu za drzwiami słychać było równe i szybkie kroki, a po chwili zazgrzytał klucz przekręcany w zamku i do pokoju weszło trzech ubranych na biało mężczyzn. Dwóch rosłych i jeden mniejszy w okularach i ze słuchawkami na szyi. Ten w okularach zbliżył się do siedzącej na podłodze dziewczyny i powiedział coś. Chyba było to pytanie, ale nie zrozumiała go. Mężczyzna powiedział coś do swoich towarzyszy, a ci mocno chwycili dziewczynę za ramiona podnosząc ją z podłogi. Nie wiedząc co się dzieję i co chcą jej zrobić zaczęła się wyrywać, i kopać. Z trudem wyszarpała prawą rękę z mocnego uścisku, a gdy mężczyzna złapał ją znowu ugryzła go w przedramię. Ugryziony krzyknął, ale nie puścił dziewczyny.
Widząc co się dzieję mężczyzna w okularach wyciągnął z kieszeni strzykawkę i szybkim ruchem wbił igłę wstrzykując środek uspokajający. Po chwili dziewczyna zapadła w sen. Trzymający ją mężczyźni zanieśli i położyli ją na łóżku.
-Przynieście pasy – powiedział do nich mężczyzna w okularach – jest niebezpieczna. Jak będzie się tak dalej zachowywać, trzeba ją będzie umieścić w izolatce.
„Umieścić w izolatce, albo nawet przeprowadzić lobotomię” – pomyślał dyrektor szpitala psychiatrycznego w Wejherowie. W czasie lektury jednego z prenumerowanych czasopism medycznych natknął się na informację o tej mało jeszcze znanej metodzie leczenia psychozy. Rezultaty były zdumiewające. Musiał się jednak wstrzymać, najpierw należało wypróbować bardziej sprawdzone sposoby, lobotomię zostawiając jako środek ostateczny.