PIN i ZIELONY
(jakby niewidzialne marchewki dozgonnie miały machać nam przed oczami).
Na śmierć wyleciało mi z głowy… no właśnie… a kto zapłaci za trumnę, jak nie będę w stanie sama wklepać Pinu i ostatnim tchnieniem potwierdzić go przeklętym ZIELONYM guzikiem? Dla bezpieczeństwa wpiszę te cztery magiczne cyfry i dołączę ten prostokątny plastik w zalakowanej kopercie do testamentu, żeby czasem komornik lub jacyś wierzyciele z działu windykacji nie wpakowali mnie do zbiorowej mogiły albo grupowej bezimiennej urny. Lepiej zawczasu od razu się tym zajmę ( tuż po zatwierdzeniu ostatnich poleceń zapłaty – chociażby dotyczących spłaty ostatnich wakacji na Bali).
- Moje życie to studnia bez dna… która wymaga systematycznego nawadniania.
ISTNIEJĘ, dopóki pielęgnuję ją uzupełniają raz za razem dużymi spływami na rachunek konta. Co koń wyskoczy niezłomnie odkopując się z coraz wyższej góry rachunków, jakie wiążą się nierozerwalnie z egzystencją / wegetacją na tej wspaniałej planecie – Ziemia.
Za wszelką cenę nie pozwalając wyschnąć lichemu źródełku, bo wtedy może mnie uratować, chyba tylko… Peleryna niewidka Harry 'ego Pottera...