PIN i ZIELONY
Moje życie… Jest kompletnie niepoukładane. Nieprzewidywalne. Niestabilne. Zupełnie przewrotne. Czasami mam wrażenie, że to historyjka opowiadana imprezie, której ja się tylko przysłuchuję, ale niestety nie ma lekko i z tych sennych majaków szybko i bezlitośnie wyrywa mnie BARDZO realne grożenie palcem, nie jednym. Kiwających dłoni jest zdecydowanie więcej w moim prawdziwym życiu. Z różnych stron widzę to znaczące gestykulowanie: pewnie tych należących do rodziny będzie najwięcej, z tytułu mojego wiecznego stanu „niereformowalności”, ale jest to dopiero preludium są tam też dłonie biurokratów, pracodawcy, a nawet tej starszej Pani z parku, co mnie ostatnio straszyła mandatem i strażą miejską, że mój cholerny kundel biega „po zielonym” niespętany i bez obowiązkowego kagańca ( przecież to skandal!)
Przyszło mi zmagać się z rzeczywistością, gdzie bez pieniędzy nie jestem w stanie zrobić absolutnie NIC. Bez sosu nie można już niczego. Dawno temu skończyły się beztroskie czasy zbiorów warzywek z ogródka, do lamusa odeszły kurki w zagródce skubiące darmowe robaczki. Nie ma domu, który kosztuje tyle, co opał, niekończące się remonty czy nieodzowne sprzątanie, przynajmniej raz w tygodniu.
Wszystko, ale qwa dosłownie wszystko, co mnie otacza – wrzeszczy ceną! Nie istnieje nic, co dostanę bez wprowadzenia PIN-u i potwierdzenia go ZIELONYM przyciskiem!
Kosztuje: jedzenie, odzienie, pranie, poruszanie się, oddychanie, trawienie, kochanie, chorowanie, rozmawianie, a rozmnażanie w szczególności… Co w tym dziwnego skoro w dzisiejszych czasach także CISZA kosztuje.
Zachłanne urzędasy opodatkują „łosi” kilka razy za to samo – w myśli idei - „Zgłoś uczciwie, że coś masz, a MY możesz mieć pewność zabierzemy Ci to jeśli nie w całości to przynajmniej w połowie” ( powinno wisieć na każdych drzwiach pokoi w urzędach).
- Za moją syzyfową pracę ZUS, NFZ czy Up pasie swoich głównych dyrektorów, którzy niedługo z tego rozpasania sami pospadają z coraz wyższych stołków, gdzie nie potrafię sobie nawet wyobrazić.
Kolejna kwestia: wyjście do sklepu - koszmarne trwonienie bezcennego czasu w korku i mimo korzystnych „promocji z promocji” w stonkowych hipermarketach niestety jest to i tak luksus nieosiągalny dla wszystkich. Moje mieszkanie w kredycie, naturalnie we frankach, równa się przynajmniej jedno takie dla banku, bo odsetki nie są policzone z powietrza ( jakie M3 kupisz sobie , takie instytucja finansowa dostanie w lichwie). Dzieciak patrzy na ciebie z wyrzutem i pogardą, jeśli tylko ośmielisz się przynieść coś bez metki, ponieważ nie skala się swoimi nowoczesnymi członkami dotykać czegoś nie firmowego, również ukochany Burak nie je zwykłych gnatów, a domaga się ultra przetworzonej karmy ( zgodnej z aktualnymi trendami psiego żywienia, dostosowanej WYŁĄCZNIE do jego potrzeb, po której kupa będzie dokładnie taka, a nie inna, jak na kolorowej reklamie z telewizji). Astronomiczna cena paliwa do zdezelowanego bolidu sprawia, że stacja benzynowa plasuje się na zaszczytnym trzecim, co do częstotliwości odwiedzanym przeze mnie miejscem, kiedy wypuszczam się na swój standardowy obchód po mieście ( zaraz po musowym dwunastogodzinnym etacie oraz obowiązkowym zakupie wiktuałów na wieczór).
- A jeżeli grzecznie, sumiennie i terminowo płacę raty za mieszkanie, samochód, niezbędnego laptopa i Bóg wie, za co tam jeszcze – absolutnie niezbędnego to bank oszczędza mnie i nie wzywa na karny dywanik, ale wiem, że ma wyjątkowo skuteczne środki REPRYMENDY dla spóźnialskich. Windykacyjne oraz komornicze hieny wypuszczane z klatek już niespełna kilka dni po ewentualnej zwłoce.