Pewnej nocy
Nie znam większej samotności niż zasypianie w łóżku obok osoby, która śni kompletnie inne sny niż ja. Sny pełne krwawej czerwieni i zimnego jak stal ognia. Nienawidzę chwili, gdy on przekłada dłoń przez moje ciało a jego ciepło spala każdą dobrą myśl na temat mijającego dnia…
Znów wstrząsnął tobą niespokojny dreszcz. Delikatnie ocieram krople potu z twojego udręczonego czoła. Moje oczy błądzą po twojej twarzy, tak ukochanej, ale obcej. Gdzie się podział twój uśmiech kochanie? Gdzie te wszystkie sprośne żarty, które szeptałeś mi do ucha? Dziś przesyłasz w moją stronę zaledwie cień uśmiechu gdy mamy lepsze chwile. To wystarczy. Wiem, że kochasz. Zawsze kochałeś.
Zapada zmrok. Złowroga noc nadchodzi i chłód się wdziera pomiędzy nas. Twoje oczy, tak błękitne przywodziły mi na myśl letnie, ciepłe dni. Dziś są zamknięte. Toczą się spod nich łzy. Proszę, nie płacz. Jeszcze nie teraz. Jestem z tobą i będę na zawsze. Obiecuję…
Nie widziałam większej bezbronności niż ta, którą obdarzam cię każdego dnia. Nie potrafię zapalić nadziei, że jestem silniejsza, że mogę stawić ci czoło. Myśli, które biegną przez mój mózg, gdy gładzisz moje włosy zamieniam w okrutne oczekiwanie, kiedy przestaniesz je brać w swoje, pełne zachłanności, dłonie.
Okrutna cisza panuje w pokoju. Głos uwiązł ci w gardle. Wiem, że pozostało tak dużo słów, ile chwil spędziliśmy razem. Bardzo mi brakuje twojego uśmiechu. Tego jedynego na świecie, który sprawiał, że dzień stawał się piękniejszy. Szarość zjada twoją twarz, skrywa ją półmrok, pełen wyczekiwania. Nie chcę takiej nadziei. Serce trzepocze mi w piersi, jak ptak uwięziony w klatce. Chcę się uwolnić i być z tobą.
Znam rany, które nigdy się nie zagoją. Są słowa potrafiące zranić równie mocno jak ostrze… Tyle razy je słyszałam… Zamknięta w szczelnej kapsule, do której upychałeś wszystkie swoje brudy i najgorsze występki. To od nich umieram…
Jęknąłeś cicho. Wiem, że boli kochanie. Każdy twój ruch wbija w moje ciało tysiące igieł, które zostaną już na zawsze. W powietrzu unosi się cichy szum różnych aparatur. Takie to nieludzkie… Zegar tyka a Ty ciągle płaczesz. Ocieram twoje łzy, spływające po naszych policzkach. Jedne świadome, drugie mimowolne. To takie prawdziwe…
Myślę, że nic nie boli bardziej niż serce wydarte z piersi kobiety. Głucha pustka, która pozostaje po duszy gorącej i cierpiącej na miłość tak żelazną i twardą, że zamyka ona życie w szklanej kuli. Kimże jest kobieta, bez mężczyzny, który był całym jej światem? Moje serce, odeszło wraz z drugim sercem, kiedy Miłość własnoręcznie zabija za pomocą ostrego narzędzia jakim jest próba ratowania siebie.
Zacisnąłeś dłoń na mojej w żelaznym uścisku. Noc spowiła nasze ciała, twoje odrętwiałe z bólu i moje – skurczone, ale pochylone nad Tobą. Oddech ociężały, pełen trudu i samotności przedzierał się przez lodowatą taflę opatrzności z coraz większymi trudnościami. Pocałowałam Cię, próbując oddać ci swój oddech, ciepły i pełen życia. On zawisł pomiędzy nami jak czas, który się skończył, gdy zamknęłam oczy.