"Perkusista"
Pragnę przytoczyć historię,która mogła przytrafić się każdemu...a jeżeli nie przydarzyło się nam coś takiego to na pewno przeczytaliśmy o takiej sytuacji,lub ktoś opowiadał nam coś podobnego jako łzawą historię zapewne o miłości...
Cała sytuacja miała miejsce ładnych kilka lat temu kiedy to byłam bardzo młodą nastolatką z uroczymi lokami na głowie... Ale dokładnie pamiętam wszystko....
było jesienne,deszczowe popołudnie,żaden tam specjalny dzień. Ale los chciał,że spotkałam wówczas pewnego chłopaka,a żeby od razu sprowadzić sprawę na właściwy tor to nie chłopaka a mężczyznę.Mężczyznę dorosłego,eleganckiego,któremu nie brakuje szarmancji ale i poczucia humoru.Jest wyrafinowany i ułożony,wie czego chce,jak się później okazuje mężczyznę z pasją...Już nie wspomnę o tym,że uroku i czaru osobistego też nie można było mu odmówić.Ale jak wspomniałam nie jest to opowieść o miłości i od razu powinnam powiedzieć że ów mężczyzna zaintrygował;a mnie faktem swojej pasji to też nasz rozmowa nabrała barw. Mężczyzna już miał imię;Artur,po prostu Artek.
Zafascynował mnie wówczas bo ja byłam młoda dziewczynką która z życia może opowiadać anegdoty z wydarzeń na przerwie w szkolnym korytarzu lub jak mi poszedł sprawdzian z historii a on poważny człowiek,który ma ciekawe życie bo z rozmowy wynikło że to muzyk,dokładniej mówiąc perkusista... Długo rozmawialiśmy i z tej rozmowy wiele się dowiedziałam,o Arturze właśnie...Gdy zobaczył,że słucham tego co mówi o muzyce.o koncertach o zespole tak mu oczy błyszczały niczym dobrze oszlifowane diamenty...
Właściwie rzec mozna było,że ta jego euforia,aż sie unosi w powietrzu i promieniuje.Z takim zafascynowaniem opowiadał o muzyce,że wyraźnie czuć było jak ta perkusja jest jego wielką miłością....miałam wrażenie,że rano wstaje po to aby grać,a zasypia z myślą co będzie grał jutro.Zaczarował mnie tak swoja historią,że już nie patrzyłam w ogóle na niego,a słuchałam opowieści o taktach i dźwiękach,miał tyle energii i życia w sobie gdy o tym mówił,że mógłby kamieniołomy przerzucić z jednego miejsca na drugie...Ale nagle spoważniał, uśmiech jakby stopniał,usiadł prosto i powiedział,że od ponad dwóch lat już nie gra bo teraz ma inną miłość...kobietę i syna. I zupełnie stonowany opowiedział o tym że w życiu nie można mieć wszystkiego.Usłyszałam jakby trochę innego mężczyznę,ale kiedy wrócił do opowiadania o synu oczy znów jakby mu się wypełniły światłem... opowiadał że teraz jak nie ma mamy Nikosia to razem schodzą do garażu gdzie teraz stoi jego perkusja i grają... pokazuje mu różne chwyty i sam coś tam zawsze z tego ma.Bo ja widziałam,że ten instrument nie jest mu obojętny....Trochę nawet zażartowałam,że jesteś jak marynarz nawet nie bez statku a bez morza... ale wówczas wydawało mi się że to idealny mężczyzna,że naprawdę musi mocno kochać.Nikt tak bez przyczyny nie rezygnuje z pasji,być może z kariery a na pewno z pieniędzy jakie niewątpliwie łączą się z muzyką tego typu.No i z takim przekonaniem w mojej głowie rozstaliśmy się.
Potem,korzystając z nowoczesnej techniki kontaktowaliśmy ię ze sobą,często razem rozmawialiśmy,o roznych rzeczach,czasem zupełnie o niczym,niejednokrotnie doradzaliśmy się i radziliśmy sobie.Taka znajomość,którą bardzo szybko polubiłam,trwała też długi czas.Poznaliśmy się bliżej,już wtedy wiedziałam,że Artur ma niby wszystko,a czegoś mu brakuje... Mimo to wydawał mi się być szczęśliwym człowiekiem;był inteligentny i wykształcony,bardzo ambitny,miał u boku kobietę i wspaniałego syna,pracę 5 dni w tygodniu, dobrze płatną,samochód o którym marzy każdy nastolatek,mieszkał co prawda u rodziców ale to dlatego,aby babcia mogla zajmować się wnukiem i odciążyć od wszelkich obowiązków a mama Nikosia miała studiować,chciało by się powiedzieć"niby cudownie,a wcale nie jest tak dobrze"
Ciągle piał,że brakuje mu tego że kiedyś grał a teraz tego nie ma,że to było jego zycie i przepis na sukces,a teraz wyrwano mu duszę i zapakowano umarłą do czarnego plastikowego worka,przytłaczające to,dlatego zaczęłam pytać dlaczego ot tak zrezygnował z czegoś co tak kocha.Przecież powołanie do muzyki krzyczało wręcz w nim...Opowiedział mi wówczas historię o tym jak poznał dawno temu cudowna kobietę,dla niej był gotowy a wszystko a ona powtarzała,że nie będzie mieć chłopaka,którego nie ma w żaden weekend a dodatkowo w tygodniu chodzi na próby.Dla niej zrezygnowała z perkusji,z zespołu z pasji... chciał wrócić do tematu ale dziewczyna urodziła mu synka,sytuacja stanęła w martwym punkcie,jż nie chciał denerwować mamy Nikosia takimi rzeczami jak własna przyjemność z muzyki,której p ona jednak nie tolerowała.Poszedł do pracy i tak zostało,dostał ultimatum"albo ja,albo grasz"To bezduszne,myślałam. Już wtedy znienawidziłam tę kobietę i myślałam,że to najgorsza baba na świecie jak mogła się trafić Arturowi,ale tą uwagę zostawiłam dla siebie,zawsze uważałam ,że to dorosły facet i że nie należy ludziom w taki sposób wchodzić w życie z butami, potoczne mówiąć.