Patrycja i ja, czyli historia pewnej miłości na Facebooku {fragment 1}
Tak to się zaczęło.
***
… Było piękne, wczesne popołudnie. Słońce stało jeszcze wysoko, niebo zachwycało błękitem, prawie nie widać było chmur – cudowna pogoda. Skończyłem właśnie pracę i wracałem do domu. Stałem na przystanku dla prywatnych firm przewozowych, niedaleko od swojej macierzystej poczty {to był plus tej pracy}. Trochę na uboczu, parę metrów od innych pasażerów, zapaliłem papierosa. I… nagle… pojawiła się ONA. Któż by się spodziewał? Wysoka, szczupła z rozpuszczonymi długimi, rudymi włosami – robiła wrażenie. Ubrana była w długą, białą kurtkę z kapturem, obszytym futerkiem; pełna życia, dziewczęcości – taka cudowna. Rudowłosa piękność zaczęła jakby tańczyć wokół mnie, uśmiechać się, niemal zaglądać mi w twarz; podobało mi się to. Jednocześnie czułem się zażenowany – była taka młoda, dużo ode mnie młodsza. Co miałem zrobić? Chyba nie wiedziałem jak zareagować. Patrycja przestała się w końcu uśmiechać, zrobiła smutną minę. Kierowca ze stojącego przed nami busa wyjrzał {dziś wiem, że znali się} i powiedział:
- Chodź tu do nas!
Ona na to, smutno:
- Dobre sobie.
Co było dalej? Nie pamiętam. Widzę jakby przez mgłę. Dziwne, bo nawet nie zapamiętałem jej twarzy, a rozpoznałem ją tylko dzięki rudym włosom i białej kurtce. Nie wiedziałem nawet, że rano jeździmy tym samym busem. Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie.
I to był początek mojej WIELKIEJ PRZYGODY z Patrycją. Okres upadków i wzlotów, kłótni, wzajemnych oskarżeń, ale i przyjemności, radości, nadziei oraz przedziwnej gry, niedomówień i Bóg, wie czego jeszcze… a przede wszystkim ŻALU, pisanego przez wielkie „Ż”.
Oto NASZA historia – Patrycji i moja.
***
O godzinie 5.00 wstawałem do pracy. O 6.00 miałem bus do Otwocka . I tak codziennie. Po kilku dniach zacząłem prawie każdego ranka spotykać Patrycję. Wsiadała w Antoninowie {piętnaście kilometrów od Wyszkowa}. Potem trzydzieści pięć cudownych kilometrów z NIĄ aż do Otwocka. „Nowo poznana” dziewczyna początkowo była smutna, zażenowana i unikała mojego wzroku. Nie dziwiłem się jej, wręcz przeciwnie, było mi jej szkoda. Jak już wcześniej wspomniałem, rozpoznałem ją tylko dzięki białej kurtce i rudych włosach. Jednak nawet wtedy nie miałem pewności, że to ona. Dręczyło mnie tylko jakieś dziwne przeczucie, wewnętrzne przekonanie . Zacząłem ją obserwować. Patrycja nie miała klasycznej urody, może nawet nie była ładna, ale miała w sobie to „coś”. Przede wszystkim była wesołą, sympatyczną dziewczyną, pełną życia, humoru i zaradności. Pamiętam jak żartowała. Utkwiła mi w pamięci zwłaszcza jedna scena: „Patrycja z uśmiechem na twarzy podbiega do przedniej szyby busa [za nią siedzi kierowca] i podskakuje z wyciągniętą ręką, jakby chciała ją zbić.” Gdzie jest tamta dziewczyna? Patrycjo! Dziś mi piszesz, że nie lubisz żartować. W co ja mam wierzyć? Jaka jesteś naprawdę? Dlaczego taka jesteś, byłaś? Czemu mnie dręczysz? Słyszysz! Mam już dość!