Patrycja i ja, czyli historia pewnej miłości na Facebooku {fragment 1}
Długo wahałem się, czy powinienem napisać tę książkę? W końcu napisało ją za mnie samo życie. Czy mam prawo do opublikowania tej opowieści, która nie należy przecież tylko do mnie? Nie wiem, ale… ja… po prostu… musiałem opowiedzieć tę historię za wszelką cenę, bez względu na wszystko.
Nie wiem, czy jest to ciekawa książka, czy jest godna uwagi, czy ją warto przeczytać? Na pewno jest dziwna, pokręcona. Nawet ja będąc głównym uczestnikiem tej opowieści, nie do końca ją rozumiem. Bo kto zrozumie kobietę, kto domyśli się, czego ona oczekuję? Na pewno nie my, mężczyźni. Może sam nie jestem bez winy?
Historia zaczęła się jakieś cztery lata temu. Było piękne, wczesne popołudnie…
Rozdział pierwszy
Przed Facebookiem
Spotykam Patrycję * Poznaję Patrycję
Cztery lata temu, po długim okresie bezrobocia, znalazłem pracę w Otwocku w niemieckiej firmie „Mxxxxx”. Radość nie trwała jednak zbyt długo. Praca może niezbyt ciężka, ale w smrodzie, na zmiany, ze słabymi dojazdami i zarobkami, no i oczywiście, jak to w polskim zwyczaju, na pół etatu, chociaż pracowało się na cały. Po miesiącu z tego powodu rzuciłem tę robotę i przyjąłem się na „Pocztę Polską” jako listonosz.
Dostałem rejon, który składał się z samych domków jednorodzinnych {uliczki przecinające się wzajemnie, niczym szachownica, gdzie gubili się nawet taksówkarze}. Trasę chodu wyliczono tam na osiem i pół kilometra, więc można było się nabiegać. W nocy miałem takie skurcze, że myślałem, iż nie dam rady wyprostować stóp. Generalnie nie było co narzekać. Rejon był trudny do poznania {na początku chodziłem z mapką} i rozkładania. Pierwszy miesiąc zaczynałem o siódmej, a kończyłem o szóstej – dało się wytrzymać. Było lato, pogoda ładna, a ludzie sympatyczni.
Powoli uczyłem się zawodu, kombinacji {bo bez nich się nie dało}, zacząłem wracać coraz wcześniej; polubiłem tę robotę. Praca była samodzielna, nikt nie stał mi nad głową, wśród ludzi, w ruchu.
Tak minęło lato, zaczęły opadać liście z drzew, zbliżała się jesień… Aż nadszedł ten dzień, który dziś błogosławię, a jednocześnie przeklinam…
Było piękne, wczesne popołudnie…