Para rękawiczek część 3 - wrzesień zdjęcie 1
-Która godzina?- zapytała.
-Dwudziestej drugiej chyba jeszcze nie ma.
-Czemu czas tak wolno leci?
-Nie wiem.
Eric uśmiechał się pod nosem. Dobrze, że Iwona tego nie widziała.
-Już ci lepiej?- zapytał.
-Tak- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Płacz zawsze działał na nią kojąco.
„A zwłaszcza w męskich ramionach…”
-Możesz mnie już puścić.
-OK- puścił.
Iwona pociągnęła nosem. Zrobiło jej się głupio.
-Przepraszam, że się rozkleiłam.
-Każdy miewa lepsze i gorsze momenty- powiedział Eric- Nawet ty. Nie musisz udowadniać światu, że jesteś silna. Po takich przeżyciach masz prawo, wręcz musisz dać upust swoim emocjom. Szczerze mówiąc, to cię podziwiam. Dosyć szybko uporałaś się z tymi złymi doświadczeniami. Ja pamiętam, jakby to bylo wczoraj.
W jego umyśle pojawiło się wspomnienie tamtego wieczoru. Siedziała na balkonie w strugach deszczu. Gdy go zobaczyła, natychmiast zerwała się i zamknęła w pokoju. Stała przez chwilę za drzwiami, przysłoniętymi firanką. Miał opory przed uwierzeniem, że to ona. Ale przemogł je w trzecią noc, spędzoną u Lisowskiego. Widział, jak uciekała przez balknon. Gdy ujrzał ją po śniadaniu w świetle porannego słońca, zarumienioną ze złości, jego serce oszalało.
-Jak ktoś nie chce pamiętać, to robi wszytsko, żeby zapomnieć- powiedziała Iwona.
-Ciekawe, że człowiek potrafi pozbierać się nawet po najgorszym- zauważył, po czym wstał- Wstań, pokażę ci coś.
-Nie wszystkim jednak się to udaje- dopowiedziała Iwona i zapytała- Co?
-Sposób, w jaki mama pomagała mi w dzieciństwie zapomnieć o smutkach.
-Jak uroczo z jej strony- stwierdziła Iwona.
Wyobraziła sobie malutkiego Erica, który rozbił kolano i poleciał do mamy, żeby go pocieszyła. Uśmiechnęła się.
-Masz jakieś zdjęcie z dzieciństwa?
-Nie. A po co ci?
-Wyobraziłam sobie ciebie jako małego chłopca. Jestem ciekawa czy pokrywałoby się to z ptrzeszłą rzeczywistością.
-Może kiedyś ci wyślę. A teraz stań na przeciwko mnie.
Iwona zrobiła to, o co prosił.
-Zamknij oczy.
-Po co?
-Zobaczysz- powiedział tajemniczo.
-Nie.
Iwona bała się zamknąć oczy. Eric stał tuż przed nią i patrzał na nią uśmiechnięty. Pod wpływem tego spojrzenia znów poczuła, że się rumieni. Na dodatek serce zaczęło mocniej bić. Czuła przez kości, że zaraz się coś między nimi wydarzy, czego nie chciała. Na pewno nie zamknie oczu.
-Zamknij- powtórzył Eric.
-A mogę zasłonić rękoma?
-Nie, bo nie wyjdzie. Nic ci nie zrobię. Zaufaj mi. Jestem twoim przyjacielem czy nie?
Po tych słowach Iwona dała za wygraną. Zamknęła oczy.
-Patrzysz czy nie?- Eric pomachał jej ręką przed nosem, by się upewnić czy tylko ich nie przymrużyła.
-Jestem ślepa jak kret na słońcu- zapewniła go Iwona- Długo jeszcze?
-Już moment.
Eric przysuną się do niej.
-Co ty robisz?
-Nie gadaj, tylko czekaj chwilę.
Iwona uzbroiła się w cierpliwość.
„Żeby tylko nie zrobił tego, o czym myślę”. Poczuła, albo miała wrażenie, że poczuła jego twarz tuż przy swojej.
„Jeny…”
Coś otarło się o jej nos.
-Otwieraj- usłyszała niespodziewanie.
Iwona natychmiast otworzyła oczy.
-Jejciu!- krzyknęła przerażona i rozbawiona jednocześnie.
Eric zbliżony do niej, patrzał na nią zezem. Dwa palce lewej dłoni włożył sobie oczodołów, a pomiędzy nie włożył palec prawej dłoni i smyrał nim nos Iwony. Iwona aż cofnęła się i odwróciła głowę, żeby nie patrzeć na ten obrzydliwy zez z tak bliska. Jednocześnie odetchnęła z ulgą. Eric śmiejąc się, rozłożył dłonie, które były złożone w tzw. komara.
-Dobre, co?
-Robisz obrzydliwego zeza- powiedziała na głos.