Para rękawiczek część 2 - 2 lipca c.d.
Wszedł do salonu. Natalia nakładała śniadanie do stołu. „4Ridersi” już siedzieli i czekali. Spojrzał za szklane szyby do ogrodu. Bałagan. Nieźle wczoraj zabalowali. Nic nie pamięta i głowa mu pęka. Dali mu już kasę czy nie? Chyba nie, skoro nadal tu są a miało ich nie być.
Złapał się za głowę. Od tego myślenia rozbolała go jeszcze bardziej. Suszyło go.
-Sonia, przynieś mi drinka- zwrócił się do Natalii- A potem idź posprzątać ten syf w ogrodzie. Zawołaj Katrin, niech ci pomoże. Za godzinę ma tam być błysk.
Natalia ze strachem w oczach dygnęła i poszła z tacą do kuchni.
-Przepraszam panów za spóźnienie- zwrócił się do chłopaków, siadając do stołu- Nie mogłem się dziś obudzić- zaśmiał się.
Chłopaki krzywo się uśmiechnęli, udając, że żart ich rozbawił. Nie miało ich tu być, ale zostali. Eric się uparł. Musi zobaczyć Iwonę całą i zdrową. Będą grać na zwłokę.
-A gdzie kolega?- Lisowski zauważył nieobecność jednego członka zespołu.
-Ma dzisiaj zjazd rodzinny. Musiał jechać- wyjaśnił Thom.
Lisowski skinął głową ze zrozumieniem.
-Nie ma to jak zjazdy rodzinne- powiedział z udawanym rozmarzeniem.
Nic nie odpowiedzieli.
Eric bawił się nożem. Myślami był zupełnie gdzie indziej. Co teraz robi Iwona? Jest tutaj czy udało jej się uciec? Dlaczego tu trafiła i co robiła przez tyle czasu? Odkąd przeczytał wiadomość Agaty, że jej nie ma, że zaginęła, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Ciągle o niej myślał i nie mógł przestać. To nie możliwe, żeby taka dziewczyna jak ona przepadła jak kamień w wodę. To nie w jej stylu.
Widział ją wszędzie. Na koncertach, na galach, na imprezach. Ale gdy się odwracała, okazywało się, że to nie ona. Przestał już mieć nadzieję, że w ogóle żyje.
Aż do teraz.
Mieli z kumplami spróbować czegoś nowego. Nie są już nastolatkami, czas wyrosnąć z tej dziecinady. Czas na prawdziwą sztukę. Miało to zacząć się tu, u Lisowskiego. I chyba faktycznie się zacznie, choć innaczej niż się spodziewali.
Znaleźli gościa w internecie i umówili się. Przyjechali późno. Prosto z ostatniego koncertu promującego płytę, która miała być pożegnaniem z bezstroskimi latami.
Zdążył się już rozpakować, kiedy zobaczył przez okno światło w domu na przeciwko. Widział szybko przesuwający się cień. W pierwszej chwili pomyślał o Iwonie, ale zaraz się opamiętał. Nie ma jej. Co niby miałaby tu robić? Przecież zaginęła. Schylił się po walizkę i schował pod łóżko. Ale gdy się wyprostował, znowu spojrzał w okno.
Było ciemno, ale dostrzegł przez światło padające z tamtego okna, jak ktoś przesuwa stół do balustrady na balkonie i siada w deszczu. Zaitrygowało go to. Komu chce się siedzieć na deszczu? On zaraz uciekałby pod dach, a nie wystawiał się specjalnie na wielkie i zimne krople. Podszedł do swoich drzwi balkonowych. Był ciekaw jak długo ten ktoś wytrzyma.
Prawie dziesięć minut. Dobre. Iwona pewnie też by tak umiała.
Była to na pewno dziewczyna. Poznał po sylwetce. Wysoka.
Nagle podniosła głowę i popatrzała wprost na niego. Chwilę się wpatrywała. Chciał się cofnąć, żeby nie pomyślała, że się na nią gapi, ale zamiast tego coś kazało mu otworzyć drzwi i wyjść.
Dziewczyna zerwała się gwałtownie i weszła z powrotem do pokoju. Zasłoniła drzwi firanką i stała chwilę w miejscu. Przyglądał się jej. Przeczesała włosy ręką, po czym zaświeciła światło w drugim pomieszczeniu. Okno było małe. Pewnie łazienka.
Eric długo stał na balkonie, patrząc na dziewczynę, a potem na same światła jej pokoju, aż je zgasiła. To musiała być Iwona.
Wtem poczuł jak ktoś go szturcha i wyrywa z zamyślenia.
-Co?- zapytał Thoma z wyrzutem.
Ten mu pokazał na Lisowskiego głową.
-Dobrze się pan czuje?- Lisowski zapytał- Wygląda pan jakoś nieswój.
-Tak, tak. Zamyśliłem się tylko- przestał bawić się nożem i poprawił się na krześle.