Pan Szalony (cz.3) (chyba lepsza niż pozostałe)

Autor: Insa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

iało Ci się to liczyć? Ja bym się pogubił.
- Jak już mówiłam, nic lepszego do roboty nie miałam. Poza tym na początku chciałam wiedzieć ile w tym będę i tak się ciągnęło – skończyła mówić. Miała inny ton niż wcześniej. Mówiła cicho, spokojnie, bez emocji. To przeczyło temu, co do tej pory sobie o niej myślałem. Wiem, że się boi, ale myślałem, że okaże to w bardzo jawny sposób. Do tej pory wszystko po niej było widać, każdą emocję, ale tę ukrywa. Hehe, niezła jest. Parę razy próbowałem nawiązać z nią dłuższą rozmowę (żeby trochę się wyluzowała, jak na początku), ale nie wychodziło. Zostawiłem to po jakimś czasie.
Dalej przedzieraliśmy się przez las, który jakby gęstniał z każdą chwilą. Nawet ja, chociaż wiedziałem, że nic takiego się nie stanie, poczułem niepokój. Światło księżyca przestało przebijać się przez korony drzew i szliśmy prawie po omacku, potykając się (a przynajmniej ja) co jakiś czas. Fakt, że w lesie byliśmy już dość długi czas wcale nie zmniejszał zaniepokojenia. Co więcej, to wstrętne uczucie tylko się nasilało. Jedyną rzeczą, o którą błagałem żeby się nie zdarzyła, było zatrzymanie się dziewczyny i powiedzenie przez nią, że zgubiła drogę... Albo żeby nie wpadła w pajęczynę i z krzykiem nie uciekła ode mnie. 
Droga zaczęła mi się już po prostu dłużyć. Byłem zmęczony. Ku mojej radości w pewnym momencie Szerli powiedziała, że jesteśmy blisko. Jeszcze bardziej ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem jakby promyczek słońca pośród drzew. 
- Hihi, czułeś, że aż tyle przeszliśmy? Chyba słońce zaczyna wschodzić.
- Ymm, świetnie. Jesteśmy blisko? - zapytałem ziewając.
- Hahaha, nie myślałam, że po takiej długiej drzemce, tak szybko zechce Ci się spać – zaśmiała się białowłosa i ze świstem nabrała powietrza – Już naprawdę blisko! Chodź! - złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Szliśmy, prawie biegliśmy. Naprawdę wschodziło słońce. Widzieliśmy jego promienie między pieniami. Chyba oboje w tej chwili czuliśmy się tak samo. Nie umiem dokładnie tego określić tej uczucia. To jak pomieszanie ekscytacji związanej z odkrywaniem nowego świata, uczucia, że może być tylko lepiej, a problemy się skończyły i wiedzy, że nic Cię nie kontroluje. Zacząłem się śmiać i to na głos. Po chwili usłyszałem też śmiech Szerli. Dobiegliśmy do miejsca, gdzie drzewa rosły już rzadko. Niektóre naprawdę miały fioletowe liście. Spojrzeliśmy po sobie i znowu wybuchliśmy śmiechem.
- Tam – powiedziała Szerli pokazując palcem jakieś miejsce niedaleko nas. Odwróciłem się w tamtą stronę. Wśród drzew stał drewniany budynek zbudowany na planie koła, ze szpiczastym dachem i kominem na jego środku. Osobliwa budowla, głównie dlatego, że dach wyglądał jakby ktoś wylał na niego wiadro betonu, który zastygł spływając.
- Chodź, musimy wejść oknem – machnęła na mnie ręką uśmiechając się.
- Heh, zamykałaś drzwi przed wyjściem i zgubiłaś klucz? - zażartowałem
- Tak, dokładnie – zrobiła obrażoną minę i ruszyła ku budowli. Śmiejąc się szedłem za nią.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Insa
Użytkownik - Insa

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-09-28 00:08:36