Pamiętnik z Wakacji
raca...w innym wymiarze... miejscu...pod inną postacią...jak byłem małym chłopcem kochałem babci opowieści...gdy wspominała swą młodość...pierwszą miłość...
przenosiłem się wtedy w czasie do magicznych miejsc...oczami wyobraźni widząc wysoką...piękną dziewczynę o czarnych włosach która...z przystojnym brunetem spaceruje uliczkami zaczarowanego miasta...czule patrząc mu w oczy...kładąc się spać rozpływałem się w tęczowej krainie...mineły lata...marzenie staje się piękną rzeczywistością...dziś to my przytuleni spacerujemy po uliczkach szepczących o miłości...delektujemy się smakołykami które kiedyś umilały niedziele zakochanym...jedziemy dorożką...czule wypowiadając te same magiczne słowa...dziewczę o kruczoczarnych włosach opiera głowkę na mym ramieniu...zanurzony w szmaragdowej głębi oczu...otulony promiennym uśmiechem doznaję najpiękniejszych chwil...podobnie jak kiedyś prawie mój pradziadek... ta sama magia ciepłem barw rozjaśnia me życie...kochane me słoneczko tak bardzo podobne jest do mej babunii...nie tylko z wyglądu...sylwetki lecz również z usposobienia...charakteru...podobnie myśli...czuje...czyżby randez-wous życia?...kto wie ... Tak jak lata...lata temu pradziadkowi tak teraz mnie przy moim aniołku problemy wydają się kochanymi błachostkami... niekiedy w ogóle znikaja...dni znów zawsze są słoneczne...ponownie tańczy serce...śpiewa dusza...
Odkładam na chwilę długopis...oczami wyobraźni widząc słodko śpiącą Klaudię...
Ponownie pisząc:
śpi...wiem gdyż w mym oknie nie odbija się już żółtawe światełko...kochane biedactwo nareście usneło...słodkich...kolorowych snów...oby me słowa do Ciebie dotarły Różyczko...dając Ci spokojną noc a rano pogodę ducha i uśmiech na twarzy...
Tak bardzo się przejęłaś naszą wyprawą...a to wszystko moja wina...to ja wybrałem tą drogę...narażając nas na niebezpieczeństwo... boję się nawet pomyśleć jak to się mogło skończyć...nie zapomnę Twego spojrzenia...strachu w oczach a jednocześnie ufności...gdybym Cię dziś stracił...już by mnie nie było...poszedłbym za Tobą...rzucając się w dół...bez mego słoneczka nic nie miałoby sensu...a wina byłaby zbyt duża by żyć...
Przed snem
Przez uchylone okno wpływa ciepłe...pachnące lasem powietrze...jest tak przyjemnie choć dość duszno...tak jakby zanosiło się na burzę...zamyślony składam ręce do rozmowy z Bogiem...
Panie Boże...dziękuje że uratowałeś Klaudię...że nie pozwoliłeś by stała się Jej krzywda...Boże tak bardzo Ją kocham...oddałbym za Nią życie...proszę chroń Klaudię...nie daj Jej skrzywdzić losowi...Ona jest taka delikatna...krucha i tak wiele w życiu przeszła...
Położywszy się spać...
Zawsze będę się Tobą opiekować mój aniołku...nigdy nic złego Ci się nie stanie...nie pozwolę na to...każdego dnia będę otulać Cię ciepłem...czułością...dobrym słowem... nigdzy nie będziesz sama...zawsze będę przy Tobie...
Ciemne chmury zaczeły nasuwać się na srebrzysty księżyc...usnąłem mając przed oczami ukochaną Klaudię...
Purpurowe niebo
Budzi mnie hałas...porywisty wiatr otwiera okno...z chcącego pochłonąć Nas nieba ku ziemi idzie ogień...po okolicy przetacza się potworny huk...zamykam okno...wiatr rozwiewa mi włosy a na twarz leci deszcz...rozlega się pukanie...zapalam światło...w drzwiach widzę przestraszoną Klaudię...
-Mogę być z Tobą?
-Tak...
-Dziękuję...
Przytuliwszy mą piękną różyczkę
-Nie ma za co...aniołku...
Siedząc obok siebie na łóżku
-Przepraszam że...
Kładąc palec na ustach
-Ciii...nic nie mów...nie masz za co przepraszać...
-Głupio mi...
-Nie potrzebnie kwiatuszku...wiele osób boi się burzy...
-Boisz się?
-Bałem się w dzieciństwie...
Tulem drzące ciało Klaudii...