Nie stój! Całuj! - Walentynkowe Story
Nie stój! Całuj!
By AkFa
Powtarzanie sobie po raz setny tego samego nie zmieniało sytuacji nawet na jotę, ale niezmiennie jedno zdanie kołatało się po jego głowie. Wciąż i na okrągło.
„Co ja tutaj do cholery robię?”
Odpowiedź która przychodziła mu na myśl też była ciężka do zaakceptowania. Lucy, ta mała zołza znów go wrobiła. Nie pierwszy raz, to fakt, ale jego męskie ego usilnie nalegało, że zdecydowanie ostatni.
Jeszcze na dodatek w Walentynki! Przecież to była paranoja. Zabawa dla dzieciaków, którzy każdą burzę hormonalną mylili z miłością. I ten róż, róż, i potem nawet więcej różu. Choć nie… były jeszcze wszechobecne czerwone serduszka…
Z obrzydzeniem i skrzywioną miną, Jacob odgarnął kolejną masę snujących się, zasłaniających wszystko różowych balonów, plując i parskając z powodu konfetti przyklejającej się do jego twarzy z uporem, i ruszył w poszukiwaniu baru. Gdzieś tutaj do cholery musiał być, to bez dwóch zdań. Przecież gdzieś musieli chować się wszyscy ci nieszczęśnicy, którzy dali się tu przyciągnąć przez niewyżyte dziewczyny czy… zdeterminowane siostry…
Przedzieranie się przez lepiące się do siebie, namiętnie objęte pary, wcale nie poprawiało jego humoru. Jak mógł dać się przekonać, skoro sam nawet nie miał dziewczyny, nadal było dla niego zagadką. Choć może właściwie wiedział co przeważyło szalę tego szaleństwa.
Pięćset dolarów nagrody w jakimś durnym konkursie, który wymyśliła jego zwariowana, niemożliwa i zdeterminowana siostra. Nawet nie uprzedziła go co to za konkurs! A pomyślałby kto, że istnieje takie coś jak solidarność rodzinna. Każda jednak dodatkowa kasa była krokiem w kierunku spełnienia jego marzeń. Dla tego fakty mógł się poświęcić…
Muzyka snuła się z każdego kąta. Słodka, powolna i opływająca ciała par na mini parkiecie. Sklejone niemal po granice niemożliwości oddychania, trąc o siebie i robiąc maślane oczy do siebie nawzajem, wydawali się nieobecni. Wyrzucili otaczający ich świat, bo nie był im potrzebny. Mieli siebie na wzajem. Zimny dreszcz spłynął po plecach Jacoba. Sama myśl, że kiedykolwiek mógłby tak się zachowywać, zmieniała jego żołądek w supeł. Nikt nie dałby rady przekonać go, że jakiekolwiek uczucie warte było robienia z siebie idioty w tłumie ludzi. A byli tu chyba wszyscy. Jak Lucy załatwiła salę na tę imprezę było jedną z tych zagadek na które zdecydowanie lepiej było nie znać odpowiedzi.
Kto wymyśla Zabawę Walentynkową na dwa tygodnie przed samymi walentynkami? No cóż, oczywiście wygląda na to że jego siostra. Z ulgą przyjął wielką filiżankę ponczu, czy cholera wie co to było i odpowiedział kelnerce ciasnym uśmiechem na jej zalotny. Bez żenady obrzuciła jego ciało pochlebnym, zadowolonym spojrzeniem. Ostry makijaż, ciuchy po młodszej siostrze i czerwone szpony. Jeśli byłaby choć odrobinę bardziej oczywista to chyba aresztowałaby ją policja.
Nie, moja droga, trzy drinki za wcześnie – pomyślał drętwo, podejrzliwie zaglądając do filiżanki wypełnionej różową cieczą. – Jezu, serio? Niech to coś lepiej będzie dobre, bo jeśli zobaczy jeszcze jakikolwiek odcień różu to puści pawia. – wziął ogromny łyk z głębokim pomrukiem zadowolenia. – Nie, właściwie to są serduszka. Jeśli zobaczy jeszcze jakieś serduszko…
– O, tutaj jesteś!
Jacob skrzywił się ukrywając ponurą minę za filiżanką, na dźwięk głosu jego absurdalnie zadowolonej z siebie siostry. Kiedy ona miała powód aby się cieszyć, inny mieli powody aby się obawiać.
– Boże, Lucy! Naprawdę jeszcze więcej różu? – zapytał z niedowierzaniem, obrzucając jej szczupłą, wysoką sylwetkę obciągniętą minimum materiału, ale z
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora