Oszukać przeznaczenie
Czuję się jak pajac w nowym ubraniu i z wypiekami na twarzy.
Kupuję kosz owoców i czuję się jeszcze bardziej głupio. Jadę taksówką, boję się prowadzić w takim stanie. W dodatku wydaje mi się, że wszyscy na mnie patrzą a może w istocie tak jest.
Zegarek mam w kieszeni. Kupiłem też konwalie. Nie wiedziałem, że wiosna może mieć tyle uroku! Oglądam po drodze drzewa i kwiaty. Dostrzegam jak ładne jest moje miasto. Przez tyle lat tego nie widziałem.
Blok jest trzypiętrowy, malowany na żółto. Nie chcę myśleć co jej powiem, myślę przesądnie, że zapeszę. Szóstka na drzwiach ale nie ma wizytówki. Otwiera bardzo niepewnie. Nie wiem czy się mnie boi czy krępuje swojego wyglądu. Ma trochę podpuchnięte powieki i usta w jednym miejscu pęknięte, posmarowane białym kremem czy maścią. Bardzo mi się podoba.
Na stoliku przygotowała portfel, pewni chce się mnie szybko pozbyć. W kapciach jest tylko trochę wyższa ode mnie.
Mówię szybciej niż myślę, właściwie się tłumaczę i to ze wszystkiego, od najścia z zegarkiem, po kwiaty i owoce. Uśmiecha się z niedowierzaniem, ale jest miła. Mówi, że to niepotrzebne, lecz skoro tak wyszło jest mi wdzięczna, bo mieszka w tym mieście od niedawna i nie zna tu prawie nikogo. Owoce na pewno się przydadzą, zaraz się rozliczymy.
Wiem, że nie ma ochoty mnie zaprosić i czeka na sposobność, by mnie grzecznie pożegać. A ja muszę zostać, po prostu muszę! A nuż czar zadziała...
Dzwięk telefonu przerwał nasze targi o należność. Z zasady nie lubię prezentów od nieznajomych – mówi. A na policzkach ma coraz ciemniejsze wypieki. Przeprasza i odbiera telefon. Zapowiada się dłuższa rozmowa. Gestem zaprasza mnie bym usiadł. Nareszcie.
Opowiada, że jest chora, że tęskni a w pracy są niezadowoleni z jej nieobecności i pyta czy wszystko w porządku. To znaczy nie jest sama. To bardzo wszystko komplikuje.
Przeprasza mnie, że tak długo czekam. - Narzeczony nie mógł się dodzwonić, dwa razy coś przerwało połączenie – tłumaczy.
Oblewa mnie zimny pot i czuję ogarniającą mnie bezsiłę. Chcę tylko uciec, uciec jek najszybciej. - Już pan idzie? Przy okazji chciałam się poradzić. Mam stary zegar po babci, jest piękny, tylko nie ma wahadła, to jakby nie miał serca, prawda? Czy można gdzieś jeszcze dostać takie wahadło?
Pomału przechodzi mi wewnętrzny dygot. Patrzę na głęboka barwę jej oczu, którą podkreśla jeszcze ciemnozielony golf i nie chcę już uciekać, chcę zostać. Zostaję.
Alicja, szczęśliwie przebrnęliśmy przez moment przejścia na mówienie sobie po imieniu, robi herbatę i siada spokojnie naprzeciw mnie. Nie widać po niej emocji. Chyba potrafi je zręcznie ukryć.Odpowiadam na jej pytania i gdyby nie napięcie, które czuję każdą komórką ciała, byłaby to całkiem przyjemna rozmowa.
Poczuła się gorzej, widzę to po jej oczach. Powinienem iść do domu a ja jeszcze głupio pytam czy mogę jej jakoś pomóc. Nawet gdybym mógł i tak pewnie nie pozwoliłaby mi na to.
Uśmiecha się niewesoło z nieobecnym wyrazem twarzy i przykłada rękę do czoła. - Muszę wziąć lekarstwa i położyć się do łóżka – mówi zakłopotana.
cdn