Ostatni jednorożec
Obudziłem się zlany potem około trzeciej rano. Do siódmej już tylko leżałem nie mogąc zasnąć. Po szkole umówiłem się z Majką w tamtym parku, co poprzednim razem. Usiedliśmy na ławce długo wpatrując się w siebie. Nie wiem sam, kiedy pocałowaliśmy się. Poczułem jakbym wzlatywał, unosił się do nieba, stawał się częścią całego świata. Gdy tak siedzieliśmy patrząc sobie w oczy a błogość napełniała nasze serca. Maja swym delikatnym głosem wyszeptała:
- To, jaki jest twój sekret?–
- Zawsze chciałem… - przerwałem
- Powiedz. Proszę. – Miała taki śliczny głos. Nie mogłem jej odmówić.
- Zawsze chciałem wrócić do domu. Do nieba. –
- Ale tu jest twój dom. –
- Mój dom jest w niebie. Bo wiesz…. – Urwałem na kilka sekund – …ja jestem jednorożcem. – Zadrżałem wtedy, ale czułem się bezpieczny. Kochałem ją. To była moja pierwsza miłość. Moja najdroższa, której powierzyłbym serce i duszę.
- Hi, hi, hi….- Roześmiała się cichutko i słodko jak zwykła była to robić, ale tym razem jej śmiech przerodził się w śmiech bardziej dosadny, kpiący. Jak przy opowiadaniu dobrego dowcipu.
– ha, ha, ha, …
Tej nocy płakałem do poduszki. W mej pamięci wyrył się na wieki jej śmiech, który łączył się z tymi wszystkimi, które słyszałem wcześniej. Gdy zaczynała się śmiać jeszcze do mnie nie docierało. Dopiero po dziesięciu sekundach poczułem taki ścisk w sercu, taki ból. Bolała mnie dusza. Moje oczy zalały się czernią i nawet nie pamiętam czy uroniłem łzę czy bez słowa wróciłem do domu. Dziś w nocy nie miałem snu o jednorożcu. Wiedziałem, że ja jestem jednorożcem. Błagałem Boga by mnie zabrał. By zgasił świecę mego istnienia i zabrał mnie na łąki, które tak dobrze znam z jego opowiadań. Nie zrobił tego. Ale tego dnia, przez ten śmiech zrozumiałem wiele. Praktycznie wszystko, co trzeba. Nigdy już nie myślałem jak wcześniej.
Tak właśnie umarł ostatni jednorożec…