Opowieść Wigilijna
acute;głby pomóc mojemu tacie, który się w tym wszystkim zagubił. Pytałem, chociaż wiedziałem, że nie usłyszę odpowiedzi.
Ale mimo to rozmowa z Jezuskiem bardzo dużo mi dała, wiedziałem że on nam pomoże. Jezus nigdy nie pozostaje głuchy na prośby człowieka.
Mijały miesiące, a tata staczał się coraz bardziej. Bałem się go. Był taki obcy, ale w jego oczach było widać smutek.
Zbliżają się święta. Święta, ale nie dla mnie. Staję się taki oschły, nienawidze ojca, mam wszystkiego dośc, a przecież mama uczyła mnie czegoś innego. Mamusiu uwierz, że byłaś wspaniała nauczycielką, tylko Twój uczeń upadł i nie ma go kto podnieść...
24 Grudnia. Tatusiu gdzie jesteś? Nie ma cię już tydzień. Pierwsza gwiazdka już widnieje na niebie, a ciebie wciąż nie ma. Boże zabrałeś mi mamę, proszę daj szansę tatusiowi i zostaw go przy mnie. Wracają wspomnienia, wraca mama, a wraz z nią szczęście. Dzwonili ze szpitala, tata tam leży. Tysiące myśli przeszło przez moja głowę. Co mogło się stać? Znaleźli tatę w parku, pobitego do nieprzytomności. Boże co za dranie to zrobili?! Tata miał przy sobie prezenty, choinkę. On naprawdę się zmienił, w wieczór wigilijny był trzeźwy. Nie mogłem w to uwierzyć. Tatuś chciał sprawić, by święta znów nabrały magii. A mimo to, ktoś stanął na drodze do szczęścia i nie pozwolił dotrzeć mu do domu.
Leżał bezbronny i całkowicie oddany w ręce Boga, od którego się odwrócił. Ale przecież to on dbał o moją wiarę, to on uczył mnie przykazań, modlitwy. Boże proszę pozwól mu narodzić się na nowo. Tak jak Ty rodzisz się co roku w naszych sercach. Ja żyłem nadzieją, że tatuś w końcu się zmieni, że będziemy szczęśliwi, mamusia tak bardzo by tego chciała. I w końcu to nastąpiło, tata chciał się zmienić, był już blisko. Siedziałem przy jego łóżku i wpatrywałem się w niego. Opowiadałem mu co czułem po śmierci mamy, jak mi jej brak. Taty też mi brakowało. On umarł wraz z mamą. Pierwszy dzień świąt nie przyniósł zmian. Tata wciąż nie odzyskał przytomności. Byłem w kościele, modliłem się o zdrowie dla taty. Cały kościół się modlił. I stało się, tata odzyskał przytomność. Czułem się taki szczęśliwy, dziękowałem Bogu. Rozmawiałem z tatą, mimo tego, że on prawie nic nie mówił. Ale widziałem, że tatuś nie walczy. Z każda minutą stan jego zdrowia się pogarszał. Prosiłem go, żeby mnie nie zostawiał. Ale on chyba tak bardzo chciał się spotkać z mamusią, że już nie walczył. Umarł nad ranem.
Boże zabrałeś mi wszystko co miałem- mamę, tatę. Życie straciło sens. Wiedziałem, że trafię do miejscowego „Domu Dziecka”. Do miejsca, gdzie jest więcej takich dzieci jak ja- samotnych, smutnych, pozbawionych miłości, rodzinnego ciepła i rodziców.
Pakowałem swoje rzeczy, przypomniały mi się radosne chwile z rodzicami, cudowne święta, na które czekałem cały rok. Teraz już na nic nie czekam. Może jedynie na śmierć, na wybawienie. Połączy mnie ona z rodzicami i będzie tak jak kiedyś. Wiem, nie powinienem tak myśleć, ale życie tak mnie doświadczyło, że nie potrafię inaczej.
Podobno czas leczy rany... To dlaczego moje rany tak długo się goją? Dlaczego nie mogę zapomnieć? Nawet sen nie przynosi ukojenia.... to już rok od kiedy jestem w „Domu Dziecka”. Otaczają mnie dzieci podobne do mnie, ale wiele z nich nie zna swoich rodzic&oac