Opadanie konwalii..
- Ale... ja nie po „dziękuję" cię gonię.
- Aha... A to przepraszam.
- Chciałem zapytać, co tam robiłaś, w tej zaspie!?
- Czekałam na twoją pomoc. Wiesz nienawidzę zimy. Czekałam aż ktoś sprawi, że będzie cieplej i to byłeś ty.
- Ale jak to zrobiłem?
- Idąc i rozglądając się, zatrzymując się przede mną i marząc.
- Skąd wiesz, że marzyłem?
- Widać po oczach... Ludzie marząc otwierają szeroko oczy, gdyż w ich gałkach musi zmieścić się cała wyobraźnia. Chodząc tak naprawdę tańczą...
- Dobra, dobra, ale jak to ci pomogło?
- Normalnie. Uwielbiam ludzi dających ciepło, i dlatego sama się rozgrzałam. Stałeś się moim ciepłem. I teraz... jest cieplej.
- To, po co weszłaś w zaspę jak ci było zimno?
- Po to byś mógł mi dać ciepło.
- Ale nie wiedziałaś, ze miałem tu iść.
- Ale szedłeś.
- Ta rozmowa nie ma sensu.
- Ma sens. Wszystko ma sens. Ja już teraz wiem, że niektórzy nie wiedzą, że rozdają ciepło. A ty już wiesz, że jesteś nosicielem ciepła.
- ...A gdzie teraz idziesz?
- Na osiedle Mozarta.
- Mogę iść z tobą?
- Ależ oczywiście, zawsze lepiej mieć ciepło przy sobie, bo może nagle odejść.
- Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować. To ty dajesz mi ciepło.
- Ale przecież lubisz jak ci dziękują.
- Tak to prawda lubię...
Szli w milczeniu. Jej było ciepło, a on ciągle marzył. Nagle ona stanęła.
-
!!! Mówiąc, że
nienawidzę zimy wcale nie chciałam jej obrazić. Wyznałam po prostu moją
słabość. Jestem niewdzięczna. W sumie powinnam kochać zimę, bo dzięki niej może
być jesień. Dzięki jej bieli wszystko się oczyszcza i odświeża. A ja nie
potrafię być wdzięczna i to jest moja słabość. Naprawdę nie chciałam jej
obrazić - powiedziała
z paniką na ustach dziewczyna.
- Myślę, że się nie gniewa.
- Tak myślisz?
- Właśnie tak. Potrafisz docenić jej zasługi, a to jest bardzo ważne. Szanujesz ją i powinnaś być z tego dumna.
- Tak masz rację. Dziękuję. Teraz już będę dumna.