Ojciec Szymon
Teraz przyszła kolej na mnie. Przypomniałam mu, jak wiele
już zrobił, przypłacając to zdrowiem. i za to wszystko Bóg go kocha, nie może
go teraz zostawić. Do takiej posługi nie każdy się nadaje. Tłumaczyłam mu, że
skoro Pan Bóg właśnie ciebie wybrał, to miał w tym jakiś cel.
Pomogło. Szymon zmienił swoje nastawienie, dziękując mi za
słowa pociechy. Natychmiast zgłosił się do pobliskiej parafii, gdzie dostał
propozycję odprawiania porannych i wieczornych mszy, dla kuracjuszy.
Żeby utwierdzić go w
tym, że to co robi jest wspaniałe i potrzebne, wpadałam na pomysł,
zorganizowania w świetlicy Sanatoryjnej, wieczoru Afrykańskiego.
- Wszystkim się
zajmiemy z Jolą, ty tylko przywieź eksponaty – zaproponowałam.
- Naprawdę
pomożecie mi dziewczyny? Zapytał zadowolony.
- Oczywiście, że
tak. Zaraz pójdę do kierowniczki i zapytam o wynajęcie świetlicy.
Kierowniczka, bardzo chętnie przystała na naszą propozycję i
dała nam wolną rękę. Wieczór miał odbyć
się dwa dni, przed końcem turnusu. Większość kuracjuszy szykowała się na
potańcówkę, w okolicznej restauracji. Miałam obawy, czy ktoś przyjdzie na nasze
spotkanie. Zrobiłyśmy kolorowy plakat zawiadamiający o wykładzie misjonarza z
Afryki.. Stworzyłyśmy z przyjaciółką, wspaniałą atmosferę. Ojciec Szymon
przywiózł mnóstwo ciekawych pamiątek i przygotował sprzęt do projekcji filmu.
Zbliżała się godzina osiemnasta. Z przyjemnością, obserwowałam jak ludzie
dostawiali dodatkowe krzesła. Nie było już ani jednego wolnego miejsca. Szymek,
tak zachwycił wszystkich, że na koniec ludzie podchodzili do niego, z
pytaniami, jak można pomóc afrykańskim dzieciom. Niektórzy wrzucali drobne
kwoty do kolorowego kepi, zawieszonego na okiennej zasłonie.
Po spotkaniu, poszliśmy do małej kawiarenki i przy lampce
dobrego czerwonego wina, rozmawialiśmy o dzisiejszym wieczorze.
- Nawet się nie
spodziewałem takiej frekwencji – powiedział Szymon. Jesteście dziewczyny,
świetnymi organizatorkami – dodał.
- To nie nasza
zasługa, tylko twoja.. Dzięki tobie, wiele osób mogło cośkolwiek dowiedzieć się
o dalekim czarnym lądzie. Uświadomiłeś nam wszystkim, że każdy człowiek
zasługuje na miłość, bez względu na kolor skóry. A ty dajesz im to wszystko i
za to kocha cię Bóg, dając ci siłę do działania – powiedziała Jola.
- Pięknie to
ujęłaś, Jolu. To prawda, byłem tyle razy w niebezpieczeństwie. Trawiła mnie
gorączka, kiedy miałem malarię, byłem świadkiem śmierci, mojego najbliższego
przyjaciela, który zginął z rąk tubylca, z wojowniczo nastawionej do nas
wioski. I kiedy wracam do Polski z nastawieniem, że już nigdy tam nie wrócę, po
kilku miesiącach, czuję jak moja Afryka wzywa mnie do siebie.
Na pożegnanie, wymieniliśmy swoje numery telefonu i adresy
mailowe. Po sześciu miesiącach Szymon dostał nowe powołanie na misję. Miał już
lepsze warunki, niż poprzednim razem. Sporadycznie mógł kontaktować się przez
Internet, dlatego miałam tylko czasami jakieś wiadomości od niego.
Na Święta Bożego Narodzenia, dostałyśmy z Jolą oryginalne
kartki świąteczne, ręcznie wykonane przez afrykańską ludność.
Kiedyś napisał do mnie takie słowa.
Wieczorem, wynoszę fotel na zewnątrz i patrzę w gwiazdy.
Niebo w porze suchej jest przejrzyste. Brakuje mi słów, aby opisać to piękno
stworzenia. Gwiazdy błyszczą i migocą, a srebrny księżyc, rzuca tyle blasku na
ziemię, że mimo braku elektryczności, ziemia w nocy nie jest ciemna. A przecież
księżyc, odbija tylko światło słońca, bo to jemu zawdzięcza swój blask.