OGRODNICZKA .ŚLepy los
Troche chipsów , może placka
Chińczyk mały – w plansze granie
No a potem bzyzy … kanie
Wygrała pietruszynka. Ogrodniczka zatarła rączki z radości i podniecenia .Była już gotowa do udzielenie odpowiednich informacji.
Najpierw dyplomatycznie odmówiła Księciu reprezentowanym przez marcheweczkę , tłumacząc się bólem krzyża i głowy , sugestywnie opisując swój stan na mobilu, doprowadzając kandydata do łez.
A drugiego już nie alfanumerycznie poinformowała ,iż jest gotowa i z nieopisaną radością spotka się , na początek poza miejscem stałej lokalizacji , po to by gawiedź z pobliskiej stolicy oglądnęła towarzysza wspierającego Ogrodniczkę pod ramię , a przede wszystkim podjeżdżającego czarnym rumakiem z ksenonami (nieco podrasowanym – coż nie ten rocznik już) po tutejszy super hiper market by dokonał odpowiednich zakupów do gry wstępnej tzn. kolacji. A następnie udadzą się do miejsca dyslokacji. Ogrodniczka musiała wpierw zadbać o odpowiednią atmosferę sprzyjającą intymności spotkania , by nikt nie upoważniony nagle nie zapukał do okienka , choćby w banalnej sprawie jaką jest obsługa mobila lub tez w kwestii diety sikorek. W związku z tym wszystkich sąsiadów poinformowała , iż dziś ma naukowy wieczór, albowiem zajmie się biznes planem wraz z konsultantem i nie życzy sobie żadnych wizyt. Nawet powiesiła zasłony na oknach , których wcześniej unikała. Zresztą wścibskie stworzenia nie muszą akurat dziś zagladać przez okienka. Niech zajmą się sobą.
Ogrodniczka jako pragmatyczka nie planowała wielkiej uczty na początek wieczoru, ale raczej sugestywnych gestów podczas spożywania posiłku. A przecież nie ma nic bardziej podniecającego jak chips znikając w rozchylonych ustach . Do tego gra planszowa , z dalekiego wschodu która tak bardzo zbliża. Choćby poprzez jedną wspólną rzecz , kostkę do rzutów.
A więc czas zacząć schow – pomyślała i rozpoczęła przygotowania do spotkania.