Ogródek
Cóż więc pozostało? Skończył się już bowiem czas strachliwych podejrzeń, skończył się czas stawiania czoła i zagarniania sobie ziemi na własność. Czy tak jak te niestrudzone mrówki ma resztę swego długiego życia poświecić na bezsensowne przekształcanie tej ziemi? A może właśnie jest czas korzystania z tego co już zdobył? Z takimi myślami pająk opuścił swój świat i swą twierdzę - pajęczynę. Ruszył na podbój rzeczywistości znanej już przecież, przewidywalnej a jednak wciąż urokliwej, a jednak wciąż na nowo odkrywanej. Może kora ozdobnego drzewka zmieniła nieco swą strukturę? Może któryś z bujających w obłokach ptaków zechciał zejść na ziemią choćby po to, aby pokosztować tego bezczelnego pasikonika? Może mrówki mają zamiar przenieść swą kolonię w inne, bardziej dogodne miejsce? Może nocny deszcz utworzył z zagłębieniach gruntu nowe oczka wodne? Tak, przemierzyć znów świat, choćby po to aby przekonać się jak dobrze jest znany, choćby po to aby z bliska przyjrzeć się temu, czego nie można dostrzec z daleka, aby poczuć zapach kwiatów, dotknąć miękkich, soczystych traw, żeby zostać uderzonym przez spadający liść i wyjść cało z opresji.
Pająk szedł, szedł… Nie był to trudny marsz, bo faktycznie widząc jego siłę i postawę wszystkie stworzenia schodziły mu z drogi. Nie myślał już o musze. Może przypomni sobie o niej, kiedy znowu zgłodnieje. Źdźbła traw zagradzały drogę, ale jak dobrze było pokonywać je z taką łatwością. Kilka drobnych listków i kwiatowych płatków upadło na trawę – jak dobrze było po nich przejść. Tam, gdzie trawa była rzadsza, wyłoniło się kilka niewielkich grudek czarnej ziemi – może będzie można wykopać w nich norkę – niektórzy jego kuzyni twierdzą, że to świetne mieszkanie. Przystanął na jednym z takich nieporośniętych trawą wzniesień. Spojrzał w górę. Słońce było w zenicie. Jego promienie świeciły jasno, mocno i przyjemnie. Jak dobrze zanurzyć się w jego blasku i jak dobrze mieć możliwość usunięcia się w błogi cień pod zielonym liściem łopianu. Pająk odwrócił się. Oddalił się już znacznie od ozdobnego drzewka ogrodowego które stanowiło oś tego przecudnego świata, oś którą nieprzypadkowo właśnie on wybrał na mieszkanie. Odwrócił się znowu – po przeciwnej stronie ogrodu, za różanym krzewem był murek. W szczelinie pomiędzy jego kamieniami, częściowo przykrytej liśćmi bluszczu mieszkał jeden z jego kuzynów. Kiedyś razem wspięli się na ten murek by zobaczyć co jest za nim. Niech nikt mu nie zarzuca, że jego wiedza o świecie opiera się tylko na znajomości ogrodu! Ale - jak zresztą przypuszczał – dalej też był ogród tak podobny do jego ogrodu. A za tamtym ogrodem, jak niosły wieści zasłyszane od ptaków, był kolejny i następny i jeszcze dalej, w nieskończoność. Bo czymże innym mógłby być świat gdyby nie ogrodem w którym każdy ma przydzieloną funkcję (nawet jeśli ogranicza się ona tylko do bezsensowego dreptania by w końcu stać się czyimś posiłkiem) i w którym tacy jak on – stworzenia z którymi wszyscy muszą się liczyć - są wyznacznikiem znajomości rządzących światem praw i zasad.