Odwrócony cz.1
- Czego się napijesz?
- Nie piję z nieznajomymi – w odpowiedzi usłyszał lekceważący śmiech. Tego się właśnie spodziewał. Nie wyglądali na przyjaznych, a tym bardziej rozmownych.
- W czym mogę pomóc? – powtórzył, raz jeszcze swoje pytanie sprzed kilku minut.
- Spokojnie - odparł jeden z nich. - Napijemy się, pogadamy. – Nie podobało mu się to, ale cóż miał zrobić? Wiedział, że i tak postawią na swoim.
- No dobra. Whisky, poproszę – mówiąc to głośno wypuścił z siebie powietrze.
- Widzisz? Teraz lepiej – odparł, uśmiechając się fałszywie gość w garniturze. - Będzie nam się dobrze pracowało razem. „Pracowało? co on pieprzy?” - pomyślał. Uczucie pragnienia powodowało, że nie mógł wyrzucić z siebie jednego słowa. A może nie tylko pragnienie było tego powodem? Nie wiedział. Nie było czasu się nad tym zastanowić, ponieważ w tej samej chwili zjawił się kelner z alkoholem, jakby czytał w jego myślach. Tomek, nie czekając długo wypił jednym duszkiem zamówiony przez nieznajomych trunek, po czym zapalił nerwowo papierosa. „Chwila” – pomyślał – „skąd w tej spelunie kelner?” Przyjeżdżał tu od jakieś czasu i nie przypominał sobie aby, kiedykolwiek widział tu obsługę. Wstając, powiedział:
- Ja pracuję sam, żegnam panów - odchodząc od stolika słyszał głośny śmiech i słowa:
- Tomek! Na razie. Spotkamy się po drugiej stronie barykady!!
„Mam to gdzieś” – pomyślał. – „Nikt nie będzie stawiał mi warunków.” Przeciskając sie przez tłum imprezowiczów dotarł do baru, przy którym siedział Maciek.
- Stary! Co z tobą, brałeś prysznic? - powiedział Maciek. Tomek czuł się kiepsko. Przemęczenie robi swoje. W dodatku połączone z wypitym alkoholem - choć było go niewiele .
- Nie. Czuje się kiepsko, zwijam się do domu – odparł. W tej samej chwili dotarło do niego, że nawet sam, siebie nie słyszy wyraźnie. Ruszył zatem do wyjścia, znowu potrącany przez imprezowiczów, jak przedmiot, którego podmuch wiatru przenosi z miejsca na miejsce, a który nie mógł nad tym zapanować. Był, jak liść unoszony przez podmuch wiatru. Pod wpływem tańczących ludzi przemieszczał się i odbywał swego rodzaju taniec, jak wspomniany liść, napotykający na swojej drodze podmuchy wiatru o różnej sile i częstotliwości. Dotarł do wyjścia wreszcie łapiąc równowagę. Pierwszy łyk powietrza spowodował u niego mocny zawrót głowy. Rozejrzał się, lecz wszystko widział, jak przez pryzmat. Sylwetki osób, które go mijały stały się niewyraźne. Konary drzew zaczęły się poruszać, rozmazując wszelkie detale, jakie starał się dojrzeć.