"Obcokrajowiec"cz.2
Dziewczymy pogadały sobie trochę jak to baby-mają to do siebie, że podnoszą wartość rachunków telefonicznych. Zośka układała się do snu,gdy umyła już zęby i wtarła za dużą ilość kremu w dłonie zasłoniła żaluzje. Położyła się na swoje łożko i tak jakoś mysli kręciły jej sie wokół Andreasa... Dziewczyna ponad wszystko żałowała, że nie zna tego niemieckiego tak dobrze jakby chciała,albo jakby był jej potrzebny-ale stwierdziła, że dogadać się może więc nie ma tragedii. Rozejrzała się po pokoju obitym brązowym drwenem,które bardzo klimatycznie prezentowało się przy połświetle małej nocnej lmpki, w środku dnia już gorzej, ale nie można mieć wszystkiego. Zofia zgasiła swoją lampkę nocną,która jednocześnie była jej świecidłem na biurko,gdyż to stało obok wielkiego łozka i lampa mogła spełniać dwie funkcje. Dziewczyna okręciła się kremowym kocem i kołdrą,gdyz był to wyjatkowo zimny kwiecień,włączyła sobie TV , aby szybciej zasneła i zamknęła oczy przytulona do poduszki.
O 8:00 rano zadzwonił dziki dzwonek w tel, który miała uchodzić a budzik. Zośka przeciągnęła się na swojej satynowej,czerwonej pościeli w swoich szarych piżamach dość seksownych, ale jeszcze nie wyuzdanych i podreptała do łazienki,gdy juz doprowadziła się do stanu używalności międzyludzkiej popatrzyła w lustro i pomyślała,że musi coś sensownego zrobić i że opcje są dwie: albo sie uda, albo nie! A jak powtarzała babcia Zofki lepiej w życiu żałować rzeczy jakie zrobiliśmy, niż tych które mogliśmy zrobić, a nie zrobiliśmy. Postanowiła,że do pracy pojedzie samochodem, niby nie odkrywczego, ale jakby się głebiej zastanowić to prosty plan. Weźmie auto i na sam początek sprawdzi czy Niemcy buduja ten hotel w centrum, czy go wogóle budują i jak bedzie mieć szczęście to sprawdzi jeszce czy jeżeli buduja ten hotel i jest to niemiecka firma to może czy pracuje tam Andreas. Ojciec troche pogrymaisił, że do pracy to ma 10 min i to tępem spacerowym,ale spasował, nie szedł do pracy, a na zewnątrz i tak padał deszcz to niech sobie jedzie tym samochodem.
Zośka wyjechała z domu i od razu skierowała się do centrum,popedziła niczym burza, ale przed samym obiektem obserwacji zwolniła do minimalnej prędkości tak zaobserwowała plac budowy, wielkie samochody, koparki i inne sprzęty, których zastosowania nie zna. jedyne co dobrze świadczyło o spełnionym planie dziewczyny był fakt, że wszystkie pojazdy są z niemieckimi napisami i na rejestracjach tegoz państwa. Innych spostrzeżeń nie zanotowała. ludzi brak, Andreas brak. Troche zawiedziona, ale w sumie to czego miała sie spodziewać pojechała do swojej ksiegarni. Tam żeby juz wszystkie szałowo nieadykwatne pomysły wyparowały jej z głowy czekała na nią Danuta z 3 wielkimi pudłami nowych książek które trzeba opisać,wprowadzić do systemu, poukładać na półkach wyeksponować na wystawie, nadmierne ilości powtarzajacych sie tytuów pozostawić na zapleczu do szybkiego sprzedania. Pracy na tydzień,a jak komuś się średnio chce i ma mało motywacji jak Zocha w tym momencie to na trzy tygodnie. Ale cóz nie było wyboru,przez pół godz, była jescze szefowa to sobie porozmawiały trochę, potem i ona pojechała zawieść książki do reszty księgarni. Dziewczyna wyciągała z pudła kolejne tytuły odwijała z folii, wklepywała dane do komputrta i tak do 18:00 jak w radiu spkier zapowiadałiadomości to dopiero sie zoorientował, że to już najwyższa pora zęby pojść do domu. Zebrała swoje rzeczy, założyła brązowy żakiet z wielką różą,wzięła torebkę, zgasiła światło i wyszła. Wsiadając do samochodu odebrała tel.od Karoliny, umówiły się na na taki czwartkowy babski wieczór w jakiejś przytulnej knajpie.
Wieczorem spotkały się w restauracji z kompleksem hotelowym "U Janka" czekały tam jecze 2 koleżanki,Aldona i Katarzyna- razem usiadły zamowiły duże piwo z sokiem i orzeszki do pochrupania.Chwilę relacjonowały sobie ostatnie zdarzenia z życia, znały się w sumie juz od liceum, zawsze lubiły i miały o czym podyskutować, kontakty trochę się ograniczyły gdy każda poszła na inne studia, a Aldona dodatkowo została dośc nieszczęsliwie matką ale to materiał na osobną historię. Gdy tak beztrosko gadały w restauracji zrobił się gwar i weszło mnóstwo mężczyzn w roboczych strojach z plecakami i sportowymi torbami, które już od dawna nie chodziły na siłownię tylko na plac budowy, dziewczyny bacznie im sie przyglądałay.Któraś tam skwitowała, że to ta niemiecka firma od tego nowego hotelu, wtedy Zośka ożywiła się bardzo i jescze dokładniej przyglądałaa owym męzczyznom, ale obiektu zwanego Andres nie wypatrzyła, posmutnaiła trochę i poszła do baru po nastepna kolejkę, skoro juz nie ma jedynego sensownego Niemca jakiego zna to pomyslała,że przynajmniej się upije.Zam,ówiła 4 piwa i chciała je wszystkie wziąć, ujęła szkalne kufle w dłonie obróciła się do stolika gdzie siedziałay dziewczyny i upóściła wszystkie wprost pod nogi i niestety na buty mężczyzny który staną przed nią, a był to wyżej często wymieniany Andreas... Cała resteuracja patrzyła teraz na Zośkę, koleżanki zaczęły śpiewać dość popularną frazę w Polsce..."nic się nie stało,Zocha nic sie nie stało...!"Wszyscy Niemcy zaczęli klaskać w dłonie i gwizdać,uśmiechną się nawet owy oblany złotym trunkiem,ale to ponoć ich napój narodowy więc nie mógł za bardzo narzekać,najbardziej skrzywiona minę zrobił barman,który musiał wszystko posprzatać a to mu się średnio podobało: 2 litry piwa ze słodkim sokiem od którego będzie lepić sie podłoga i kilogram mokrego szkła rozsypanego w średnicy minimum 3 metrów, no mało to pocieszające. Zośka zaczeła wszystkich przepraszać, barmana trochę,ludzi w pomieszczeniu bardziej, a najbardziej Andreasa. Nawet chwyciła jakiś kawałek papieru z baru i chciała go powycierać, ale on ją powstrzymał. Śmiał się mimo iż pewnie do śmiechu mu nie było, bo piwo jak piwo fajnie się pije, ale na butach i spodniach źle się prezentuje... Tłumaczyła jak jej głupio i wogóle całe opowiadanie można by na ten temat stworzyć. Gdy Zośka tak się krzątała i chciała powycierać piwo z podłogi mopem który przyniośł barman prawie mu go z rąk wyrywając strąciła z baru stojące na metalowej tacy kieliszki do wina, które były właśnie przyniesione ze zmywalni i miały trafić do swoich półek na barze. Szkło trzasnęło jak w najlepszym filmie z efektami specialnymi,całe 80 sztuk, błysnęło odbijając drobinki w lustrach na barze i lampach szklanych na suficie tworząc tęczowy deszcz,gdyby to nie były takie okoliczności rzezc mozna by że deszcz kolorowych kryształów. Barman próbując jescze łapać lecącą tacę przewrócił się na wiadrze z mopem i leżał na środku pogłogi z pomarańczowym wiaderkiem na nodze i dodatkowymi przynajmniej 3 litarami wody, dość brudnej dookoła... Masakra, w sumie biała koszula, czarne kanty i lakierkowate buty dobrze zniosły kryztalłowy deszcz kieliszków, gorzej zniosły brudna wodę, 2 litry piwa i klejący się sok...Ale cóż ryzyko zawodowe, teraz już wszyscy podbiegli do nich, jakieś 20 osób w sumie:para pod ścianą,trzy kolezanki i z 15 Niemców. Ci ostatni zanosili sie od śmiechu,aż miło. Wszyscy śmiali się do rozpuku, najmniej chyba ten nieszczęcny barman,ktoś tam pomógł mu wstac i otrzepać sie z 'gwiezdnego pyłu' Ten powiedział żeby Zośka juz usiadła gdziekolwiek,najlepiej tam gdzie stoi, on sam przyniesie jej piwo i nawet jej postawi, żeby juz nic nie robiła, poprosił ja jescze tylko żeby nie chciała sprzatać tego bo resteuracji już chyba nie stać na takie wybryki.