O świcie obudziłem się martwy
Wreszcie odzywa się w tej pustej nagle przestrzeni czyjś głos; jeden ze słuchaczy pyta z głębi sali.
- A niech mi pan powie, ale tak szczerze, czy sądzi pan, że istnieje życie po śmierci? - słowa te, zupełnie niespodziewane, zgoła inne, jakby z innego wymiaru, odmiennego stanu świadomości, wywołanego niezłym wykładem - były jak bicz z piasku na pustyni prosto w oczy. - Nie wiem - mówi R. wstając. - I nigdy się pewnie tego nie dowiem…- kończy, obraca się ku białym drzwiom sali i wychodząc, delikatnie zamyka za sobą drzwi, za którymi zapada blada jak wielka woda cisza….
***
Pewnego dnia R. zostaje wezwany do dość dziwnego pokoju; początkowo nie ma pojęcia, o co chodzi, nie był tu przedtem ani razu, jedynie mijał dziwne, niepodpisane drzwi. Lekara Ola każe mu zająć miejsce, siada naprzeciwko ciemnego okna, którego szyba odbija wnętrze pokoju. Zaczyna się rozmowa, taka jak w każdym innym miejscu. Lekarka pyta jak zawsze o samopoczucie, więc R. odpowiada, że jest coraz lepiej. Potem rozmowa toczy się w różnych, nieco chaotycznych kierunkach, by osiągnąć sedno w dyskusji o ewolucji. R. nieco niezgrabnie - zaburzenia myślenia rzutują na mowę - sugeruje, że pierwsi ludzie przeżyli psychozę inicjacyjną, zwaną antropogeniczną.
- Mieli klasyczne objawy wytwórcze, bardzo bogatą wyobraźnię, wręcz fantazję, co widać choćby w rozwiniętej mitologii, podaniach, baśniach i świętych pismach głównych kręgów pierwszych cywilizacji.
- Myśli Pan, że to się zmieniało? - pyta Aleksandra, a wtedy on się waha.
- Z jednej strony się zmieniało, bo następowały różne epoki w dziejach, z drugiej - gdyby pierwsi ludzie chorowali, nie mogliby działać i nie przetrwaliby w grze ewolucyjnej.
- A co z mitem biblijnym o wężu, jabłku i przechadzającym się w ogrodzie Panu Bogu?
- To nieco bardziej skomplikowane: opowieść ta skądś niewątpliwie wynika, tamte ludy nie znały gatunków literackich, dla nich te legendy były prawdziwe, przekazywały autentyczne historie, czyli mówiły o tym, jak naprawdę było. Mieli zresztą świetną pamięć, więc zapewne coś ważnego chcieli przekazać potomnym. Był faktycznie potop, tyle, że lokalny, pewnie arka też istniała. Biblia mówi tajemniczo, jest szyfrem…- zasapał się R. i jego myśli już biegły w innym kierunku.
Tymczasem nagle patrząc na odbijającą wnętrze pokoiku szybę, doznał olśnienia: “Boże, ja siedzę przed weneckim lustrem”. Lustro weneckie to szyba, przez którą można obserwować tylko z jednej strony, samemu nie będąc widocznym. A więc to tak! - “Oni nas tu cały czas podglądali...obserwowali…” - gorączkowo myślał mody, przywieziony przez karetkę spod kościoła dominikanów, gdy zabrakło paliwa w suzuki. Jakby czytając w myślach, lekarka się tylko znacząco, jak mu się zdawało, uśmiechnęła. Wtedy zamilkł na dobre, nie odezwał się więcej i nie pokazał dalszych sekretów, swoich mrocznych tajemnic, wycofał się na swoje z góry upatrzone pozycje, zmalał, skarlał. Nie pozostawało nic innego, jak zakończyć to dziwne przesłuchanie.
- “Kto jest i po co za tą szybą?” - rozważał bezskutecznie i po próżnicy pacjent, wychodząc z dziwnego pokoju. Wtem zobaczył wyraźnie drugie, tylne drzwi, którymi musieli wejść obserwujący ich naukową rozmowę specjaliści od ludzkiej duszy…
***
Koniec