Numer Piąty Na Liście
obaczyć jak jakaś panna tam sika. W końcu nie wytrzymałem. Poprosiłem jedną z kelnerek, żeby sprawdziła czy z Natalią wszystko dobrze. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie jak okazało się, że tam nikogo nie ma. Ona wyparowała. Po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Oczywiście nie uwierzyłem kelnerce i sam to sprawdziłem. Chwilę w tej restauracji poświrowałem, ale w końcu zebrałem się w sobie, zapłaciłem rachunek i wyszedłem. Po drodze do domu kupiłem litr wódki. Mieszkanie bez niej było strasznie puste. Usiadłem na fotelu i wyciągnąłem flaszkę. Przechyliłem i wypiłem tyle, ile byłem w stanie za jednym razem, żeby nie puścić pawia na dywan. Piłem tak dopóki nie straciłem przytomności.
Rano wstałem na strasznym kacu. Było już po trzynastej. Nie poszedłem do roboty, ale miałem to gdzieś. To był ten moment. Usiadłem na łóżku. Zacząłem się zastanawiać, co ja mam w życiu. Zostałem sam. Kumpli olałem, Natalia zniknęła bez śladu. Rodzina, też nie trafiłem z nią za dobrze. Z nimi to nawet na zdjęciu się kiepsko wychodziło. Z resztą jedyne zdjęcie jakiem mam całej naszej trójki to takie, na którym mam pół roku. Niedługo później matka odeszła. Może też wyparowała, jak Natalia. Ojciec starał się jak mógł. Pracował całymi dniami, miał dwie prace. Nocami sprowadzał sobie panienki, albo pił do upadłego. Jak poszedłem na studia to on się dopiero rozpił na dobre. Jednak dobra rzecz, że przez to jego ciągłe pracowanie zaoszczędził wystarczająco pieniędzy, żebym spokojnie mógł studiować całe pięć lat. No i zostało coś jeszcze na start w dorosłym życiu. Dzień mojej wyprowadzki na studia był ostatnim dniem kiedy go widziałem. Wyjechałem pod koniec września. W połowie grudnia byłem na jego pogrzebie. Tego roku zima była bardzo mroźna i wczesna. Zaczęła się na początku listopada. Ojca znaleźli zamarzniętego gdzieś przy śmietnikach. Ochlał się, oszczał i położył spać w plenerze przy minus piętnastu.
To wszystko wydaje się straszne, ale takie nie było. Przynajmniej nie dla mnie. Miałem wszystko czego potrzebowałem jako dziecko. Wcześnie skupiłem się na nauce. Dzieciństwa nie wspominam jako koszmaru, po prostu go nie wspominam. Ale dosyć o rodzinie.
Siedziałem na łóżku i zastanawiałem się nad tym co mam w życiu. Jestem sam, całkowicie sam. Gdzieś po drodze porzuciłem swoje marzenia. Chciałem poświęcić się nauce, być badaczem. Jako naukowiec mógłbym wynaleźć lek na jakąś śmiertelną chorobę. Miałem wszelkie predyspozycje. Nawet dostałem się na biotechnologię, ale na moje nieszczęście dostałem się również na ekonomię. Ojciec mnie przekonał. To była chyba nasza jedyna prawdziwa rozmowa. Przynajmniej jedyna jaką pamiętam.
Puste życie jest nic nie warte. Nic nie ma sensu jeżeli nie masz z kim dzielić swojego śmiechu i łez.
Zadzwonił telefon. Odebrałem. Dzwonili z pracy. Pytali co się stało i kiedy będę. Tylko powiedziałem im, że ma ich w dupie i się rozłączyłem. Cisnąłem telefonem o ścianę i wtedy zauważyłem, że nie ma na niej zdjęć. Mieliśmy na niej całą galerię wspólnych zdjęć. Obszedłem cały dom, szukałem zdjęć, rzeczy należących do Natalii. Jakiegoś dowodu na to, że była w moim życiu. Wszystko zniknęło. Nawet ubrania. Wtedy zrozumiałem, że zostałem okłamany, a może nawet sam się okłamywałem.
Wyszedłem z domu. Potrzebowałem czegoś, co mi pomoże. Kręciłem się po ulicach. W jednym z ciemnych zaułków spotkałem handlarza prochów. Aż dziwne, że takich ludzi nie widzisz co dzień. Może i są, ale nie chcesz ich widzieć i w ten sposób uciekają z naszej świadomości. Jednak kiedy jeden jest potrzebny to czai się za rogiem i na pewno go rozpoznasz. Kupiłem od niego jakieś tabletki. Powiedziałem, że chcę odlecieć, bardzo, ale nie chcę nic co musiałbym sobie wstrzykiwać.
Siedziałem cały tydzień w domu i rozmyślałem. Swoją wyobraźnię pobudzałem prochami. Tworzyłem listę ludzi, przez których moje życie stało się imitacją tego czym miało być. Z tego okresu pamiętam tylko, że była u mnie policja. Dobrze trafili. Akura