Nocne szmery
> Przychodzą nocą. Pasterze snów, prokuratorzy naszego sumienia, chirurdzy duszy, inżynierowie osobowości i rzeźbiarze naszych ciał astralnych. Ich stare przerdzewiałe zbroje, popękane, znieważone przez czas, chłoną ciemność pomieszczeń jak lustra chłoną rzeczywistość. Kolejno następuje absorpcja wszelkiego otoczenia, następnie struktulizacja wewnątrz masywnych osobowości niechcianych istot, a potem to już projekcja złudzeń ukazujących coś, co istnieje jedynie w naszym umyśle. To czasem jest zwykłe krzesło, zasłonka, otwarte drzwi od szafy, jakiś cień, ćma siedząca na szybie. Towarzyszą temu głuche dźwięki, na które nikt nie zwraca już uwagi, szmer, stuknięcie, trzask. To niby nic, ale to kroki naszych oprawców. I gdy już znuży nas ta narkoza subtelnych melodii i zapadniemy w mimowolny sen oni wyjmują swe narzędzia pracy, tną wzdłuż linii wyznaczonych czerwoną kredką, ostre cięcie skalpela przez środek skroni, czaszkę za uszami, dalej po karku, zakręcamy przy łopatkach i… nadal żyję. Śpię bez skóry, lecz nadal żyję. Następnie każda komórka tłuszczowa i mięśniowa usuwane są delikatnie nie drażniąc naczyń krwionośnych i nerwów. Nadal żyję. Dobierają się do kości, do organów wewnętrznych, serce bije jak oszalałe. Nadal żyję, ktoś chwyta je w dłoń, ono bije i bije. Przestaje. Otworzyłem oczy. To tylko przemykający cień, otwarta szafa, bluza na krześle. Ja jestem cały i zdrowy. Zasypiam… z kroplą krwi na skroni.