Burza
OPOWIADANIE: BURZA
Czarne chmury rozprzestrzeniały się po niebie z niebywałą prędkaścią. Zasnuwały zarówno słońce jak i i piękny błękit. Zrobiło się duszno i parno jakby powietrze próbowało wykończyć wszystkich zanim zrobi to burza. Ptaki szybko przemierzały trasę w poszukiwaniu choćby odrobiny schronienia. W oddali słychać było miarowe uderzenia, coś jak bicie serca. Stalowe i nie litościwe uderzenia ozanczające nic tylko zagładę... Niebo jeszcze bardziej pociemniało pod wpływem regularnego, przeciągającego się dźwięku.
Nadciągała burza. Każde istnienie w tym lesie wiedziało to doskonale,a przeciez jeszcze mieli nadzieję. Każde stworzenie miało świadomość niebezpieczeństwa jakie nadchodzi.
Krajobraz ukazywał zielone, rozległe lasy. Piękne, wysokie wzniesienia. Kwiaty, drzewa, trawę. Wszystko to rozciągało się dokąd sięgał wzrok. Można było upajać się widokami. Jednak nawet piekno w tym momencie nie przyćmiewało gronatowo- czrnego nieba wiszącego złowrogo nad niewinnymi istotami.
Minęła chwila i niebo zaczęły przecinać błyskawice. Ciemne niebo gwałtownie odtrącalo jasny, prawie miękki ich blask. Co chwila słychać było ogłuszający ryk, a po nmi następował silny, chwilowy blask.
Wszystko chociaż tak bardzo piękne, stanowiło zagrożenie. Tak silne przerażenie budziło, że nawet najsilniejsi chylili przed nim czoła.
Ale nie ona. Stała na najwyższym z wzniesień i obserwowała. Patrzyła na to, co mogła stracić. Patrzyła na dorobek swojego krótkiego życia. Patrzyła na swój dom. Na swoją rodzinę. Patrzyła w ciszy żednając się ze wszystkim. A jednak, nie czuła żalu, nie czuła smutku. W jej ciele zagościła spokojna ulga i zadowolenie. Uniosła ręce w chwili kiedy przez dolinę przetoczył się silny podmuch wiatru. Wiedziała, że w dole umierają setki stworzeń. Czuła ich cierpienie przed nieodwolalnym. Ich strach. Ich pożegnanie i głęboki żal dla tyk któży przeżyją rzeź. Nadal odczuwała silne zadowolenie.
Po niebie przebiegła jasna, ciepła błyskawica. Prawie uprzejmie usmiechnęla się do podziwiających ją z przerażeniem istot. Napawała sie strachem, który ją otacza. Czerpała siłęz gwwałtownych uderzeń serca, bolu i strachu przed smiercią. Towarzyszący jej huk był ogromny. Ona uniosła głowę, dumnie spojrzała na niebo. Nie dała się zastraszyc pięknej Pani. Dla niej nie liczyło0 się już ani piękno ani ból ani nawet strach. Ona-piękna w swej chwale, opuściał ramiona i znów stanęła nieruchomo pozwalając aby wiatr pieścił jej włosy, ramiona, nogi. Otoczona blaskiem powoli zamknęła oczy. Ze spokojem uniosła głowę ku sklepieniu, akceptując nieuniknione. Nie liczyło się już to, że zostawi na tym świecie miłego, nie liczyło się, że pozostawi rodzinę. Nie liczyło się, ale było bolesne do granic. Przestało grzmieć. Burza odeszła. Pni zniknęła z ostatnim błyskiem.
Jednak ona nadal stała nie ruchomo. Mimo, że wiatr przestał wirować, a hałasy ucichły w jej sercu rozpętało sie piekło. Wiedziła co muszi zrobić. Wiedziała, że za swój czyn zostanie wygnana. Jednak nie chciała. Nie potrafiła. Nie mogła dokonać tak okrótnego czynu. Nie jemu. Nie swojemu kochankowi. Nie swojemu ukochanemu.
Właśnie dlatego kiedsy pojawił się za nią gwałtownie odskoczyła. Bała się, że nie zapanuje nad swoimi potzrebami. Bała się, że instynkt i wola przeżycia wezmą górę. Nie chciała żeby to się stało. Cierpiała by gdyby to zrobiła.Wiedziała, że będzie cierpieć. Jedyną sznsą dla niej jest miłość. prawdziwa i głęboka. Coś co mysła, że nigdy nie poczuje...
Kocha go. Kocha i właśnie teraz to sobue uświadomiła. I właśnie dlatego odrzuciła nóż i rzuciła w ramiona swojemu ukochanemu. Własnie dlatego znalazła w sobie ta siłę. Dlatego postanoiwął go nie zabijać.