Noc
Spróbowałem odkaszlnąć. Sadz zatkała mi usta. Oparłem się na dwóch rękach i przyłożyłem policzek do dywanu, a raczej jego resztek. Zaczerpnąłem możliwie czystego powietrza. Do schodów zostało mi tylko kilkanaście centymetrów. Chwiejnym krokiem ruszyłem przed siebie mijając dopalającą się skórzaną kanapę za którą leżała niewielka meblościanka i kilka zwęglonych pojedynczych kartek papieru.
Postawiłem nogę na schodach i spojrzałem w górę. Przez ułamek sekundy zapomniałem jak się oddycha. Nie dalej jak pół metra ode mnie dostrzegłem nieprzytomną kobietę o trupio bladej twarzy. Chwyciłem ją za rękę. Zanim jednak zdążyłem przyciągnąć jej bezwładne ciało, zobaczyłem coś co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
Kobieta była w ciąży.
Poczułem uderzenie adrenaliny, które sprawiło, że zacząłem myśleć jasno i klarownie. W tej chwili najważniejsze było wydostać ją stąd jak najszybciej.
Podszedłem do kobiety i podniosłem ją z ziemi. Miałem nadzieję, że schody wytrzymają nasz wspólny ciężar. Ruszyłem przed siebie omijając oderwane kawałki mebli, tapet i dywanów.
Nie wiedziałem jak długo dam jeszcze radę. Dym pożerał mi płuca. Oczy zaszły mi łzami.
Kiedy podniosłem głowę do góry, ujrzałem maleńki prostokącik za którym zachęcająco skrzył się grudniowy śnieg.
Czując opuszczające mnie siły przeszedłem kilka ostatnich metrów. Nie pamiętam juz kiedy upadłem w śnieżnobiałą pokrywę zaścielającą trawnik.
Czyżbym umarł? Gdzie kobieta? Czy ona też umarła? Dlaczego nic nie czuje? Dlaczego nic nie widzę?
-Jak otworzysz oczy zamiast gadać sam do siebie wszystko zrozumiesz. –Usłyszałem śmiech kogoś stojącego tuż przy mnie.
Powoli rozchyliłem powieki. Niewyobrażalnie jasne światło zmusiło mnie do ich zamknięcia. Spróbowałem jeszcze raz, teraz już na nie gotowy. Zmrużyłem oczy. Dopiero po kilku chwilach zacząłem dostrzegać pierwsze zarysy postaci przy mnie.
-Kim jesteś? –Wychrypiałem. –Mój głos był zachrypnięty, a gardło całe obrzmiałe.
-Świętym Piotrem. –Usłyszałem w odpowiedzi cichy chichot.
-Nie wierzę ci. Jakbym umarł gardło by mnie tak nie bolało.
-Za kilka dni przejdzie. –Oznajmił drugi głos.
-Dlaczego nie wiedzę?
-Musieliśmy przepłukać ci oczy. Za kilka chwil powinno być lepiej.
Poczułem jak ktoś przykłada mi coś miękkiego do prawego, potem do lewego oka.
-Lepiej?
Zamknąłem i znów otworzyłem oczy. Nareszcie głosy zaczęły mieć twarze.
Spojrzałem na kobietę siedzącą przy moim łóżku, potem na mężczyznę stojącym po drugiej stronie.
Po chwili znów spojrzałem na kobietę. Dopiero teraz dostrzegłem małe zawiniątko w jej rękach.
-Chciałam żebyś poznał Marysię. –Uśmiechnęła się szeroko spoglądając na swoje nowonarodzone dziecko.
Teraz bez sadzy na twarzy i z uśmiechem wyglądała bardzo ładnie.
-Moja mama miała tak na imię.
-Wiem. –Odparła. –Pozwoliłam sobie zobaczyć do twoich dokumentów jak spałeś. Chciałam ci tak podziękować za uratowanie nam życia. –Nachyliła się nad dzieckiem i ucałowała jej maleńką główkę.
-Co się w ogóle stało?
Pierwszy raz od kiedy odzyskałem zdolność widzenia dziewczyna spojrzała prosto w moje oczy.
-Nie wiem. –Wzruszyła ramionami. –Nie wiem, ale gdyby nie to, że byłam na drugim końcu domu… -przerwała w pół słowa, kiedy Marysia zaczęła płakać.
-Chyba jest głodna. –Uśmiechnęła się do lekarza. –Możemy wracać?