Nil Desperandum 2
Marcin podparł się dłonią tuż przy niej i nachylił się nad jej rozgrzaną twarzą. Powoli zbliżał swoje usta do jej, a kiedy brakowało już dosłownie paru centymetrów by ich wargi się spotkały, gwałtownie się odsunął i wystawił język. Asia zawyła zawiedziona, a obdarzywszy go groźnym spojrzeniem, wydęła różane wargi. Przez moment czuła w piersiach szalone bicie serca, a w brzuchu ponownie zagościły motyle.
- Jakbyś była grzeczna, to byś dostała buzi. – powiedział z triumfem Marcin. – Póki co tylko psocisz. Wieczorem być może zastanowię się, czy nie zmienić zdania i nie dać ci małego całusa w policzek.
- Czasami jesteś okropny, wiesz? – powiedziała rozbawiona.
- Za to ty jesteś okropna cały czas. – zażartował i ledwie udało mu się uchylić przed poduszką, szybującą wprost w stronę jego głowy. – O nie moja panno, za to należy ci się sroga kara. Ale nie teraz, poczekam aż wyzdrowiejesz i będziesz na siłach, by się bronić. Nie zwykłem krzywdzić bezbronnych dziewic. – wydął dumnie pierś, powstrzymując równocześnie wybuch śmiechu, któremu po chwili dał upust.
Przekomarzali się jeszcze dobrych parę minut, po upływie których Marcin przygotował jajecznicę i kubek ciepłej herbaty owocowej, a dostarczywszy je schorowanej narzeczonej, mógł wreszcie sam dokończyć swoje śniadanie. Nie przeszkadzało mu, że kawa była już niemalże całkiem chłodna, cieszył się, że mógł sprawić przyjemność Asi. Każdy jej uśmiech napełniał go radością, poranne obrzędy z droczeniem się według niego były czymś, czego nie powinno zabraknąć w żadnym związku. Kiedy wypił ostatni łyk kawy i pozmywał zabrudzone naczynia, spakował parę zeszytów do torby, założył ciemnoszary płaszcz i owinął wokół szyi pleciony, granatowy szal. Przełożył torbę przez ramię i pożegnawszy się z Asią, wybiegł na klatkę schodową. Nie chciał ponownie spóźnić się na zajęcia, zwłaszcza, że była to jego ulubiona statystyka. Zwykle nikt za nią nie przepadał, bo sprawiała zbyt dużo kłopotu, ale Marcin już od najmłodszych lat interesował się liczbami i właśnie z nimi wiązał swoją karierę. Na studia matematyczne dostał się bez większego trudu, a i sesje zaliczał z bardzo zadowalającymi wynikami.
Gdy już miał wybiegać z klatki schodowej na zewnątrz, poczuł uderzenie i cofnął się o pół kroku. Przed nim stała wysoka brunetka o zarumienionej twarzy, która na jego widok jeszcze bardziej oblała się czerwienią. Prawą dłonią rozcierała swoje czoło, które najwyraźniej ucierpiało w zderzeniu z nim. W jej oczach pojawiły się tajemnicze błyski, a na twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
- Marcin. – wydyszała. – Nie spodziewałam się, że jeszcze cie tutaj zastanę.
- Mały poślizg w czasie. – wyjaśnił chłopak, uśmiechając się na wspomnienie ranka. – A ty Olga nie powinnaś być czasem na zajęciach?
- Wykładowca zachorował i nam dzisiaj najwidoczniej odpuścił. Pomyślałam, że odwiedzę Asię i zdam jej relację z ostatnich paru dni. W końcu niedługo sesja.
Marcin przyznał jej rację i podziękował za pomoc, po czym wyjaśnił, że już naprawdę musi biec. Tuż przy wyjściu poczuł ciepłą dłoń na swojej i obejrzał się do tyłu. Olga wpatrywała się w niego spokojnie, z dziwnym uśmiechem na twarzy. Podeszła bliżej niego, wspięła się delikatnie na palce i ujęła jego twarz w wolną dłoń. Przybliżyła swoją własną do jego i zamarła na chwilę. Marcin poczuł w gardle ogromną gulę, a nie wiedząc co ma zrobić (zaskoczyło go bowiem zachowanie Olgi), patrzył na nią w bezruchu. Wreszcie Olga starła coś kciukiem z jego twarzy, wróciła na wcześniejsze miejsce i po włożeniu palca do ust, cicho powiedziała: