Niezwykła decyzja Abuelo Caduco
Ładunek miał rozerwać wszystko w odległości do dwudziestu pięciu metrów.
- To mi wystarczy, bliżej nie muszę podchodzić. - Abuelo upewnił się kolejny raz, chcąc zapamiętać dystans. W domu, na podwórku i w okolicy, odmierzał sobie dwadzieścia pięć metrów, aby prawidłowo ocenić odległość, kiedy przyjdzie czas na to.
- To jest problem prawdy i kłamstwa. - Myślał sobie wieczorem. Kacyk prawdę zamienił
w kłamstwo, a z kłamstwa usiłował zrobić prawdę. Abuelo Caduco poznał się na tym. Wielu to wiedziało, ale bali się coś z tym zrobić. On się nie bał. Także dlatego, że czuł się winny, że trzydzieści lat wcześniej inni wyszli na ulice, a on schował się do komórki. Teraz musiał bronić sprawy, dla niego to była wolność. Tę najbardziej cenił. Nie pieniądze. Pogardzał tymi, którzy tego nie rozumieli, nie cenili. „Niewolnicy!” - tak o nich myślał. Miał też inny szlachetny cel na uwadze.
*****
Zbiegł po schodach. To go zmęczyło. Przypomniał sobie, że pośpiech mu nie służy. Zwolnił, aby się skoncentrować i dobrze założyć pas wypełniony trotylem. Od czasu, kiedy Kacyk odebrał ludziom nadzieję na spokojne życie, Abuelo wiele rzeczy wykonywał sam. Był to gest solidarności. Pas też przygotował sobie sam. I plastikowe zapięcie. Nie żadne metalowe, bo to można wykryć. Zakładając pas nie dodawał sobie ani uncji metalu. Zegarka nie nosił, bo czas nie był mu przydatny do niczego. Nie musiał go liczyć, miał go w nadmiarze. Metalowe monety, które mogły zwrócić uwagę, wymienił na banknoty. Przy takim przygotowaniu każde urządzenie do wykrywania metalu stawało się bezużyteczne.
Starannie i bez pośpiechu połączył dwie plastikowe zapinki pasa oraz poprawił koszulę. Pas był gruby, ale ponieważ Abuelo był chudy, więc razem dobrze to wyglądało. Sprawdził swój wygląd w lustrze, zanim wyszedł z domu. Wsiadł do samochodu, nie musiał niczego ładować do środka. Sprawdził na mapie miejsce, gdzie miał przemawiać Kacyk. Wiedział, jak dojechać i gdzie może zaparkować samochód. Zaparkuje go daleko od miejsca uroczystości. Może nawet zostawi gdziekolwiek, niech go sobie holują, jemu nie będzie już potrzebny.
Przed uruchomieniem silnika jeszcze raz przestudiował plan dojazdu do miejsca oznaczonego na mapie i dokładnie przyjrzał się twarzy na zdjęciu, aby się nie pomylić. Przeżegnał się. Decyzję z godziny 11.45 odłożył na później, gdyż poczuł się młodo jak nigdy w życiu. Nie było sensu umierać tak wcześnie. Miał jeszcze ważną misję do spełnienia. Nie musiał daleko jechać. Do miasteczka, gdzie odbywała się uroczystość, było nieco ponad trzydzieści kilometrów. Kacyk miał tam odsłonić pomnik.
*****
Kiedy Abuelo wrócił kilka godzin później do domu i zdjął z siebie gruby pas, wysypała się
z niego masa plastykowych kuleczek. Nie zbierał ich nawet, tylko zepchnął nogą pod ścianę. Natychmiast zasiadł do biurka, założył okulary i włączył stary laptop, aby dokładnie spisać, nie pomijając najmniejszego szczegółu, co czuje samotny zabójca poświęcający własne życie z uczucia nienawiści do drugiego człowieka. Była to sztuka, jaką od długiego czasu planował wystawić w eksperymentalnym teatrze prowadzonym w domu kultury wspólnie z grupką bezrobotnej młodzieży. Pragnął przekazać im, uzmysłowić i naświetlić, że śmierć drugiego człowieka, nawet bardzo podłego, nie rozwiązuje problemu niesprawiedliwości i nierówności społecznej ani poczucia osobistej krzywdy, jest bezużyteczna i bezsensowna jak wiatr niosący pył pustynny.