Nieszczęśliwe urodziny
Dida zawsze była śliczną dziewczyną. Gdy była mała, ufała niemal każdemu. Teraz wyrosła z niej prześliczna 17-latka. Jej długie, czarne włosy opadały w falach na ramiona, sięgając także pasa. Ubrana niemal zawsze na czarno twierdziła, że jej w tym bardzo ładnie. Wszyscy wokół podziwiali jej urodzę finki. Niemal doskonała, o zimnych, szaroniebieskich oczach. Jej życie zmieniło się w dzień siedemnastych urodzin. _________________________________ - Dida, obudź się. – Wołała do niej matka, leciutko ją szturchając. Na szafeczce nocnej postawiła tacę z urodzinowym śniadaniem – naleśnikami z bitą śmietaną, owocami, czekoladą i musem owocowym i kakao. – Dida. - Taaak, mamo, już wstaję. – Odpowiedziała dziewczyna, okrywając się kołdrą. Mama wstała, zdjęła z niej kołdrę i odeszła. Dida wstała i spojrzała na szafkę, na której stało śniadanie. Urodziny… Jasne. Jeden, jedyny dzień w roku, kiedy czuła się naprawdę szczęśliwa. Wzięła tacę z jedzeniem. Szybko zjadła śniadanie, ubrała się, umyła. Nie chciała dać mamie zbyt dużo czasu, o ile wcześniej wszystkiego nie przygotowała. Lubiła się ścigać, zawsze i wszędzie. Szybko dotarła do kuchni. - Nie za szybko? – Zapytała mama, uśmiechając się miło. - Nie, dlaczego? – Zapytała Dida z przekąsem. Zawsze się drażniła, ale tak, żeby nikogo nie urazić. Była bardzo sympatyczną i wesołą dziewczyną. Zwykłą. Według niej, za bardzo zwyczajną. - No, dobrze. A więc, wszystkiego najlepszego, kochana. – Odparła matka. - Dziękuję. – Odparła, kłaniając się nisko i zaczynając się głośno śmiać. Lubiła żarty, zawsze. Chciała się zmienić, lecz jej to nie za bardzo wychodziło. Matka potępiała jej nastawienie do życia, a ojciec popierał. Nie wiedziała, którego z rodziców posłuchać. Jako posłuszna córka bała się słuchać własnego serca, tak jak inne dziewczęta. Śmiech i żarty zawsze przykrywały jej naturę uległej dziewczyny. Nieraz w samotności płakała, bo ten czy tamten chłopak lub ta czy tamta koleżanka nie odpowiadała jej matce. Ród ojca, razem z nim, popierali jej spontaniczność. Z kolei ród matki, z nią włącznie, chcieli ją zmienić na uległą córkę, jaki i w przyszłości, żonę. Dida wyszła z kuchni i upadła. Boleśnie potłukła sobie pośladki. Wstała i wyszła na dwór. Usiadła pod jabłonią. Kochała tą dziką jabłoń. Była poza ogródkiem, ale co jej tam. Siedziała na drodze, patrząc w dal. Mieszkała w końcu na przedmieściach. Od drzewa pięknie pachniało, nadeszła upragniona wiosna, a wraz z nią przepiękne kwiaty. Kwiaty jabłoni. Zawsze pod nią płakała z tęsknoty za dziadkiem ze strony taty. Tak bardzo chciała ujrzeć go jeszcze, choć raz, porozmawiać… Tym razem także ledwo powstrzymywała szloch, w końcu jednak smutek odnalazł ujście. Po paru minutach przestała płakać, pogłaskała ukochane drzewo i wróciła do domu. Weszła do salonu, gdzie było bardzo dużo dekoracji. Nie chciała ich, choć były dla niej. Spuściła głowę i powlokła się do pokoiku. Chwilę później przyszedł do niej ojciec. - Co się stało, skarbeczku? – Zapytał tata, kładąc delikatnie rękę na ramionach dziewczyny. - Dlaczego on umarł? Dlaczego dziadek umarł? – Pytała z rozpaczą w głosie i łzami w oczach. – Dlaczego? - Nadszedł najwyraźniej jego czas. – Odparł ojciec, głaskając Didę po głowie. - Ale dlaczego? Dlaczego akurat parę dni temu? Tak bardzo chcę z nim porozmawiać, przeprosić za wszystko… - Szepnęła cicho, po czym spojrzała na ojca. - Nie musisz. Na pewno dziadek cieszyłby się, gdybyś była sobą. – Szepnął tylko, po czym wstał. - Na pewno? – Zapytała dziewczyna, ocierając łzy. - Na pewno. – Odparł i uśmiechnął się. – I na pewno nie chciałby, żeby jego wnuczka była smutna. Dida zdołała się jedynie uśmiechnąć. Widziała w oczach ojca smutek. I coś, jakby… Nie umiała tego nazwać. Wyszła wraz z nim z pokoiku. Impreza urodzinowa przebiegała bardzo dobrze, dopóki coś się nie wydarzyło. Jej ojciec zemdlał, nie wyglądał zbyt dobrze.