Nieśmiertelnik
Kowalski od chwili ataku na checkpoint ANP był ogłupiały i totalnie apatyczny. W końcu Twaróg zakazał mu wyjazdów na patrole. Pewnie bał się, że znowu zawiodę, pomyślał. Może słusznie? Wiele razy analizował tamtą sytuację. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że nie zauważył atakującego ich brudasa, oddalonego może ze dwadzieścia, może trzydzieści metrów. Nie to, że nie zauważył, że tamten ma karabin. Rzecz w tym, że w ogóle nie zauważył tego gościa, który na dodatek do nich biegł… Takie rzeczy podobno się zdarzały pod wpływem stresu.
Szybki był wkurwiony. Odłamki zraniły go w ręce. Niewykluczone, że lewą miał trwale uszkodzoną. Jeśli tak, to gówno z jego planów wstąpienia do Wojsk Specjalnych. Najpóźniej jutro miała zapaść decyzja, czy wróci do kraju. Lekarze orzekli, że w bojówce i tak nie może teraz służyć. Po powrocie do zdrowia – być może. Ale nie na pewno… Okaże się…
Szybki trzymał na rękach małego psiaka, którego przygarnął ze dwa tygodnie temu. Głaskał go i uparcie milczał. Zwierzak przybłąkał się niewiadomo skąd. Był przestraszony i na wszystkich warczał, więc nazwali go Warkot, z którego szybko został tylko Kot.
Kowalski milczał, bo nie chciało mu się gadać. Zawiódł kolegów. Myśli, że żona go zdradza wracały coraz częściej i intensywniej. Z drugiej strony… Rzadko z nią rozmawiał, a i tak miał coraz większe wrażenie, że ona w ogóle go nie rozumie. Jego własna żona, a rozumiała go mniej niż siedzący wokół kumple!
W końcu przyłapał się na myśli, że to głupie, ale już nawet nie pamiętał, jak ona dokładnie wyglądała. Jak to możliwe?, spytał się po raz kolejny.
Przypomniało mu się, jak po przyjeździe martwił się, że ma czysty mundur. Idiota ze mnie, pomyślał. Teraz mundur miał już znoszony, naznaczony tygodniami służby, patrolami, walką. Mundur… Sumienie. Zabijał ludzi. Po co to wszystko? Wierzył, że dla ojczyzny. Wierzył, że pomagają zwykłym Afgańczykom. Ale coraz częściej miał inne myśli… że politycy, mogą się mylić… że część Afgańczyków naprawdę ich nie chce… że stracił żonę.
Jak ja będę teraz żył?
Kumple pewnie też mnie oleją, jak się okaże, że już zawsze będę dawał dupy na akcji…
Żona pewnie już mnie olała.
Rozległ się sygnał odwołujący alarm.
- Nareszcie, kurwa – burknął Szybki. Postawił psa na ziemię, który merdając natychmiast wybiegł ze schronu, i przepchnął się do wyjścia. Kowalski bezmyślnie wyszedł za nim. Nagle rozległ się dźwięk…
- Jeszcze jeden!
Kowalski odwrócił głowę.
Gwizd, eksplozja. Ziemia poderwana wybuchem. Prosto w Kota. Zniknął. Po prostu zniknął!
Kowalski zorientował się, że leży na ziemi. W uszach mu dzwoniło. Co za posrane miejsce, pomyślał. Zaczął gramolić się z ziemi. Oddychał z trudem, jakby wyssało mu całe powietrze z płuc. Niech to szlag! Rozejrzał się za Szybkim. Już współczuł mu z powodu tego psa. Cały czas martwił się, że nie wie, jak go zabierze do Polski, a tu… Kolejna ofiara wojny.
- Ranny!
Kto? Kowalski spojrzał na faceta, który krzyczał.
- Spokojnie, nie ruszaj się – krzyczał tamten i biegł w stronę schronu.
Kowalski szukał rannego. Tylko nie Szybki! Gdzie on jest? Rozejrzał się i zobaczył krew na piasku. Ale jatka. Zatoczył się i upadł na kolana. Ukłuło go w brzuchu. Dotknął to miejsce. Na dłoni miał krew.
- Nie ruszaj się!