Niedokończony Most

Autor: gustawek
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

            Kiedy skończyliśmy się kochać, a ona zasnęła, nie powróciłem do swej pierwotnej postaci. Pozostałem demonem, wysunąłem skrzydła i wzleciałem nad miasto, w mą jasną nocną ciemność.

            Skulony, w swej nowej, mrocznej postaci, przysiadłem na krawędzi dachu. Ślepiami pochłaniałem widok miasta. Wyraźnie widziałem niedokończony most i krzątające się przy nim ogniste istoty. A na samym jego początku siedział pan tamtego świata, po drugiej byłem ja. Ludzie zmobilizowali wojsko, policję i służby specjalne. Strzelali w ogień, próbując strącić istoty z niego zbudowane. On siedział na tronie i uśmiechał się. Ludzki strach podsycał płomienie, niszcząc wznoszone przez nich barykady. Miasta lśniły nadchodzącą śmiercią, a ja się wcale tego nie bałem.

            Lubiłem swojego przyjaciela. Gdy wszedł we mnie, percepcja świata stała się łatwością. Z każdym oddechem pochłaniałem i rozumiałem więcej. Przestałem wątpić, a pytania dręczące ludzkość wyjaśniały się wraz z serią kolejnych oddechów. 

            Dręczył mnie tylko on – ja sam. Walka, moment uderzenia, energia wydzielana podczas pojedynku, płynąca z rozgrzanych ciał. Podniecało mnie to. Momenty, gdy materia ocierając się o siebie rodziła na krawędzi moc – to przez nią byłem zbudowany. To stąd pochodziła moja siła, nie wiedziałem tylko skąd posiadła swą inteligencje.

            Trudno było mi pogodzić się ze sobą. Coś potężnego i pradawnego stało za mną, w symbiozie z moim ludzkim ja. Mieszaliśmy swoje pragnienia i instynkty. Niczym materiał wybuchowy złożony z dwóch elementów. Spokojny w spoczynku, a po uzbrojeniu i zmieszaniu zabójczy. Tego właśnie najbardziej się bałem, co będzie, gdy przemiana potrwa dłużej, gdy zachwycę się niszczeniem, a amok nadpiszę moje ja i nigdy już się nie uspokoję. Nic mi nie pozostało, po prostu będę musiał spróbować.

 

            Cicha sugestia wzniosła się nad miastem, mówiła „wasze dusze należą do mnie”. Ogień zapłonął na niebie, Pan podziemia skończył budowę, teraz kroczył w połowie, a za jego pleców wychylała się potęga. Demony wzleciały, czas bitwy rozpoczęty.

 

            Umieramy w sobie, płaczemy. Pan podziemia wkracza w miasto. Temperatura podnosi się. Każdy oddech pali gardło. Płacz i krzyk. Śmierć nastała. Mój mężczyzna podjął decyzję. W jego głowie kotłują się rozterki, jednak wie, co musi zrobić. Nie wie jak się pożegnać, jak dotknąć. Bo już sam nie wie, kim jest. Pomagam mu, dotykając pierwsza. Opuszcza głowę, przytulając swoją pierś do mojej. Cicha myśl-sugestia unosi się nad nami. Spogląda, oczy pokryte czarną substancją, jednak łza ta sama, tylko, że spala się za nim dotknie mojego ramienia. Już nic nie musi mówić. Ociera się swoim ciałem po raz ostatni na pożegnanie. Podchodzi do okna i znika. Podbiegam. Widzę tylko czarne skrzydła, rozpostarte nad miastem, leci prosto na spotkanie Pana ciemności.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
gustawek
Użytkownik - gustawek

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-10-12 17:09:45