Nie mój świat, nie mój czas 3

Autor: czarny opal
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Stałam na środku pola. Niby nic nadzwyczajnego, pole jak pole, niedaleko był las. Nie oszukujmy się żadna nowość...a jednak coś we mnie powtarzało: to nie twój świat, to nie twój czas. Przyznaję, poczułam się lekko zaniepokojona. Rozejrzałam się dosyć nerwowo i spojrzałam na siebie. Dwie ręce, dwie nogi, dżinsy, kurtka, włosy jakby trochę dłuższe? Nie, wydawało mi się tylko, ale w mojej głowie jakiś głos powtarzał: to nie twój świat, to nie twój czas. Może stałabym dłużej usiłując przekonać samą siebie, że przecież nic się nie stało i wszystko jest w porządku, gdyby nie drobny szczegół, detal właściwie... W moim kierunku jechała konno grupa osób. I nawet mój racjonalny umysł nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak dziwnie są ubrani, skąd się wzięli na pustym przed chwilą polu. Dobrze wytłumaczyć, to ja sobie to wytłumaczyłam, nawet logicznie, że mam zwidy. Pewnie spadek poziomu cukru, nagłe niedotlenienie czy coś. Ale to, że omam się do mnie odezwał i najwyraźniej miał mi coś za złe, to moja racjonalność w tym momencie odmówiła usług. Co tu robisz? Kim jesteś? Co to za strój? Te pytania mogłabym zadać sama, ale ostatnie mnie dopiero odblokowało, ktoś kto ma na sobie tunikę, bardziej przypominającą suknię niż cokolwiek innego, ma do mnie pretensje?!

 

cdn....2

 

Już miałam powiedzieć co o nim i jego zachowaniu myślę, gdy on zadał mi kolejne pytania, zadał, raczej wywrzeszczał: Jak masz na imię? Skąd pochodzisz? Już miałam poczęstować go łaciną podwórkową, kiedy nagle, poczułam, że coś jest nie tak. Już nawet przestał przeszkadzać mi głos powtarzający: to nie twój świat, to nie twój czas. Imię. Moje imię. Przecież mam imię. Ono świadczy o mnie, jest częścią mnie samej, tworzy i pozwala mi tworzyć siebie... Mam je, prawda? Dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie wiem kim jestem, jak mam na imię!!!! A przecież powinnam je znać. Było ze mną od zawsze. Coś z tego przerażenia i zagubienia musiało odbić się na mojej twarzy. Z grupy jeźdźców wyszedł starszy mężczyzna. Podszedł do mnie, co wywołało nerwowe drgnięcie przepytującego mnie "rycerza". Uniósł moją twarz do góry, przez chwilę patrzył mi badawczo w oczy. Nie wiem co w nich zobaczył, ale położył dłoń na moim ramieniu i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Jak bardzo pragnęłam, by jego słowa stały się prawdą a nie były tylko zwykłym pocieszeniem. Odwrócił się do reszty i powiedział: Wracamy na zamek, ona pojedzie z tobą Agro.

 

                                                  .........................

 

Stałam w oknie zamku, wspominając tamte wydarzenia. Minął już rok, a ja nadal wiedziałam, że to nie mój świat, nie mój czas, ale stanowczo nadal nie wiedziałam jak mam na imię. Było to dla mnie ważne. Wierzyłam, że gdy je poznam, zrozumiem tajemnicę mojego pochodzenia. Oczywiście otrzymałam imię którym zwracano się do mnie na zamku, w końcu jak długo można się do kogoś zwracać: Ej, ty... Nosiłam się teraz tak jak oni, wygodne dżinsy i koszulka zostały schowane w skrzyni. Ja w długiej powłóczystej tunice, do tego te "spodniopodobne cosie" na nogach. Panienko Luno, już czas, ojciec czeka na panienkę. Chwilę jak zwykle potrwało, zanim załapałam, że "panienka Luna" to ja. Służba była jednak do tego przyzwyczajona. A powinnam wspomnieć, starszy mężczyzna, który zadecydował w tedy o moim losie, jest panem zamku, w którym mieszkam, adoptował mnie jako jedno ze swych dzieci i stąd czołobitne teksty w stylu panienko. Tak Mirt, już idę...

 

cdn...3

 

Weszłam do obszernej komnaty, półki z książkami, gruby dywan i kominek sprawiały, że było to jedno z moich ulubionych miejsc. Spodziewałam się po zapowiedzi Mirt, że będzie tam mój ojciec, ale spostrzegłam więcej osób. Zaskoczona zatrzymałam się w drzwiach. Wejdź moja droga, oto jedna z moich córek, Luna. Dygnęłam jak nakazywał obyczaj ( ile czasu musiałam się tego uczyć, miało „toto” wyrażać mój szacunek, ale i dumę z pozycji, miało wyglądać elegancko i za cholerę nie można się było przewrócić – koszmar…) Za cały mój wysiłek otrzymałam aprobujące skinięcie głowy ojca, oraz ukłony od zgromadzonych panów ( też, wolałabym się kłaniać). Luno, przybyli do nas nowi uczniowie oto: syn władcy ognia i jego następca Żar, oraz synowie władcy wody jego następca Szumin, i młodszy Dakar. ( Dla porządku wyjaśnię może jak w tym świecie rządzono, lub przejmowano władzę. Są cztery magie żywiołów /woda, ogień, powietrze, ziemia/ oraz piąta bardzo rzadka łącząca je wszystkie. Rządzą te rody, które władają najsilniejszą magią, władze jednak może przejąć każdy - kto jest na tyle potężny). Ich tytuły mówiły, więc o ich potędze magicznej, ale nie mówiły nic dla czego zostałam wezwana. Luno opiekunem Żara zostanie twój brat Mid, Szumina Lagor, a ty zostaniesz opiekunką Dakara. Szczęka mi opadła, pomysł ojca prawie zwalił mnie z nóg… Kompletnie nie radziłam sobie podczas walk wręcz, magie żywiołów miałam na pierwszym poziomie (co prawda wszystkich, ale) Nosiłam białą tunikę by pokazywać mój młody wiek, co miało mnie chronić przed wyzwaniami. I JA mam kogoś chronić- wolne żarty! Co mogłam odpowiedzieć na taaaaaką propozycję? Tak ojcze i dyg - no to się wkopałam…

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
czarny opal
Użytkownik - czarny opal

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2009-04-20 17:26:02