Ukryte marzenie (Miłosna trylogia 1) - 2 rozdział
Rozdział drugi
Dziewczyny zawsze chętnie spędzały ze sobą czas i nigdy się ze sobą nie nudziły. A tym bardziej teraz, kiedy jedna z drużyny wróciła na stare śmiecie. Zarówno Chantelle jak i Tracy zastanawiały się co się zdarzyło, że Ashley postanowiła wrócić. Nigdy wcześniej im nie wspominała o powrocie w rodzinne strony więc skąd ta nagła decyzja. Miały nadzieję, że jej wyjawi powody, ale na razie się na to nie zanosiło. Zręcznie omijała ten temat, mówiąc, że będzie na to czas.
Teraz siedziały w swojej ulubionym lokalu za czasów, kiedy jeszcze mieszkała w Phoenix. Wystrój trochę się zmienił, oczywiście na lepsze. Został rozbudowany. Był podzielony na dwie części, jedna dla niepalących, a druga dla palaczy, zgodnie z obowiązującymi przepisami. Na ścianach wisiały różne obrazy, przedstawiające krajobrazy. Można je było uznać za tandetne, ale Ashley teraz bardzo się tu podobało. Było tak miło i przytulnie. A przede wszystkim rodzinnie.
Kiedy żyli jej rodzice często w niedzielę tu przychodzili, żeby zjeść coś pysznego, jeśli nie mieli ochoty siedzieć w domu. Tutaj zawsze była taka cudowna atmosfera i można było spotkać wielu znajomych.
Ashley zamówiła tylko sałatkę, musiała przecież dbać o linię. Nie po to schudła, żeby znowu przytyć na wadze, więc wystrzegała się wszelkich kalorycznych produktów. Pamiętała czasy, gdy razem z dziewczynami zajadały się pizzą lub innymi fast-foodami. Zawsze im zazdrościła, że mogły jeść praktycznie wszystko nie martwiąc się o figurę. Miały dobrą przemianę materii, w przeciwieństwie do niej.
– Jak możesz to jeść? – usłyszała pytanie Tracy. – Dla mnie to smakuje jak trociny. Przeszłaś na wegetarianizm?
– Nie – odrzekła Ashley powstrzymując się od śmiechu. Tracy nigdy nie potrafiła utrzymać języka za zębami i plotła trzy po trzy. Nawet w czasie jedzenia. – To jest naprawdę zdrowe i smaczne.
– Wątpię – skrzywiała się z niesmakiem. – Nawet jakbyś mi dopłacała nie wzięłabym tego świństwa do ust. – Wzięła kolejny kawał pizzy do ust. – To dopiero jedzenie. Niebo w gębie. Odpowiednio doprawione, z ciągnącym się serem i dużą ilością ketchupu.
– I niezdrowe – dodała Chantelle.
– Tak? – Tracy spojrzała na nią z ukosa. – A ty co tam masz na swoim talerzyku? Bo nie wygląda mi to na kanapkę z tuńczykiem, albo innym obrzydlistwem.
– Przyznaje. Także nie mogę sobie odmówić pizzy. Ale jem ją tylko od czasu do czasu, a nie tak jak ty. Pochłaniasz ją kilogramami.
– I co z tego? Zejdź ze mnie dobrze.
- Okej, okej – skapitulowała Chantelle. Zawsze się przekomarzały przy posiłku. Tracy była gadułą i zazwyczaj miała coś do powiedzenia, nawet w czasie jedzenia.
– Wy tak zawsze? – Nagle wtrącił się Joey.
– Lepiej się do tego przyzwyczaj – odrzekła Tracy spoglądając na niego znad talerza. - Jak już mówiłam wcześniej będziesz na nas skazany. Już nie będziesz miał Ashley tylko dla siebie.
– Ale my nie...
– Dobra, dobra. Już ja dobrze znam tą śpiewkę ... – przerwała mu Tracy. – Przede mną nic się nie ukryje. Ja wywęszę romans na kilometr.
Ashley i Joey spojrzeli tylko na siebie uśmiechając się nieznacznie. Tym razem intuicja zawiodła jej przyjaciółkę. Oni nie byli parą, tylko dobrymi przyjaciółmi. Ale nie było sensu jej powtarzać, że jest inaczej. Ashley znała Tracy bardzo dobrze i wiedziała, że za nic w świecie nie mogła by jej przekonać do swojego zdania. Ale niedługo się upewni, że się myli. Gdy przyjaciel zostawił ich na chwilę i wyszedł, Ashley sięgnęła po szklankę z sokiem. Rękaw jej bluzki zawinął się i oczom przyjaciółek ukazał się siny ślad na przegubie jej ręki. Mimo, że dziewczyna szybko go zasłoniła, Tracy i Chantelle widziały siniak.