Nehreom- część 1- rozdziały 1-4
Tchnienie i ciało,to jedna istota,
pozbawiona złota, co by się chciało.
Jedność słowa z obu, dobrem się zwie,
obłuda bez grobu, srebrzyste szwy rwie.
Gdzie bowiem zagłębienie wykopane przez żywych dla umarłych, w które mógłbym rzucić swe istnienie, gdzie ono istniało zanim nastałem ja? Zastanawiam się wśród rozrywanych współtowarzyszy o tym, że powinienem był przeminąć tak jak daremnie mnie było szukać przed narodzeniem, jeślim powstał, a nie istniał wiecznie to też powinienem zniknąć, a nie istnieć wiecznie, nieśmiertelność została mi nadana, żądam więc jej odebrania! Każdy przyznałby tam w świecie niezdecydowanych, że przekupka nie może mi narzucić kupna czegokolwiek, żądam więc byś i ty nie był kupcem, żądam byś okazał szlachetną krew i odebrał to czego nie chcę, a nie jest częścią mnie! Ode... I tu milknę, przyglądam się rękom, wyrosły mi, a nie były mi dane, bez nich jednak jestem kaleką nie człowiekiem, może tak też jest z... Nieważne, wszystko nieważne.... Cokolwiek jestem nieumarły. Cały?
Nie tylko ty się topisz
Król podziemi siedział na tronie w centrum naszego okręgu. Nieruchomo, od wieków patrzył gdzieś daleko, ponad nami, poza mury, jakby za czymś czego dostrzec już nie może, nie drgnął odkąd tu jestem. Przeraźliwy brak choćby stukania palcami. Upadłe anioły zdawały się porzuconymi dziećmi, pozbawione jego pomocy, niezorganizowane, doraźnie nabijały kogoś na pal, wrzucały do zagłębień wypełnionych rozpaloną smołą, może jedynie wyczuwając nasze tęskne spojrzenia ku jakimkolwiek doznaniom, czy może chwilami odczuwając nasze oczekiwania, chcąc im sprostać. Zawsze jednak niechętnie. On natomiast nie robił niczego, zdawało się, że nas nie zauważa. Czyżby nawet nie był świadomy naszej obecności?! Nie karał, nie rozrywał, nie interesował się nami, a przecież to on miał nas tu skusić! My zatraceni, jesteśmy jak przed katem, z głową na pieńku.... tylko kata nie ma! Nikomu nie potrzebni odrzuceni przez Wieczność , przez pierwsze odrzucenie Jej, porzuceni przez Szatana. Chociażby przygarnięci przez jego gniew i furię, dziką radość miażdżenia... lecz nie... i to było najstraszniejsze.
Jestem więc w drugim z trzech możliwych światów, nie różni się on pod jednym względem od poprzedniego: Cel i tu istnieje.
Patrząc za siebie widzę jedną zasadę: próbujemy żyć ponad miarę, pod którą nakreślono świat, oddychamy ambicjami ludzi przewyższanych zwykłą codziennością, to co ich ogranicza to świadomość- ona daję jednym złudzenie, drugim bezsprzeczną pewność, że to co chcemy będzie w naszym zasięgu. Tu powstaje różnica pomiędzy tym, który zabija i ofiarą, jest ona w jakiś cudowny sposób niezauważalna dla przeciętnych. Robienie coś, gdy ciało odchodzi od kości, krew płynie poza ciałem- wylewa się, wtedy ty- właściwy rodzaj człowieka robisz to samo dalej, aż do ostatniej granicy bólu, potem już tylko biegniesz, poznałeś cenę wyróżnienia! Najpierw musisz być bardziej przeciętny niż można wytrzymać, jednak osiągniesz to. Jeden dzień, aby krwi mej wzbudzić siłę- czystą postać.