Moje pierwsze zlecenie, część pierwsza: Demencja- jak to się je?
ute;wnież do dzisiaj wiem, że ci ludzie nie są głupi. Oni są jedynie chorzy. Jeśli o coś pytają, warto odpowiedzieć tak, by czuli, że otrzymali zadawalającą ich odpowiedź. Czasami może to być kłamstwo, czasami prawda, czasami trzeba odpowiedzieć kolejnym pytaniem, czasami wystarczy zwykłe „nie wiem”, ale odpowiedzieć należy. Wyczuć, co i jak, to już wyższa szkoła jazdy. Cokolwiek odpowiedziałam, moja odpowiedź musiała być wtedy zadowalająca i przeszłyśmy do kolacji. Kanapka oczywiście rosła mi w ustach, choć muszę przyznać, że rosła jedynie odrobinkę. Później przyszły czasy takich podopiecznych, u których kanapka przybierała rozmiary czołgu. Nie mogłam jej ugryźć, czy przełknąć. Jedzenie lądowało na mojej głowie, na suficie. Na razie jesteśmy u Helgi. Pchełka przynosi na serwetce tabletki. Raz, dwa, trzy – podopieczna toczy tabletki po serwetce. Toczy, liczy, liczy, toczy… Patrzy na Pchełkę i mówi, że wczoraj nie miała ich tyle. Ruchliwa Pchełka biega, toczy, liczy, liczy, toczy, biega i mówi po swojemu, że wczoraj też dostała takie same. Ja, jako że kobieta o imieniu Demencja była mi wtedy jeszcze obca, a Pchełka sprawiała na mnie wrażenie nieco chaotycznej, z przerażeniem patrzyłam na wszystko. Sytuacja jeszcze nieraz się powtórzyła. Miałam wrażenie, że opiekunka jest nierozgarnięta i niechcący truje podopieczną, wydając złe tabletki.