Młotek.

Autor: jacek bohdan
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

bo z tego, co armatorowi jest wiadome od prawie roku kapitan nie przyjmuję żadnych ofert. Irena K. pomyślała tak. Skoro mąż nigdzie teraz nie pływa a okłamuje ją, że to właśnie robi, to znaczy, że ma kochankę. Kiedy mąż wrócił z rejsu godzinami opowiadał żonie o całej podróży, dzieląc się z nią wrażeniami i opowiadając pikantne jej szczegóły.  Na okazany list armatora francuskiego wybuchnął śmiechem. Ponieważ kobieta nie potrafiła rozwiązać tej mocno trapiącej ją tajemnicy męża sama, pobiegła do prywatnego detektywa. Kiedy w trzy tygodnie po powrocie mąż znowu wyruszał w rejs dyskretnie towarzyszył mu detektyw. Wrócił po kilku dniach i zdał Irenie K. relacje ze śledzenia męża. To prawdy, że mąż pojechał nad morze, ale do niego nie dojechał, bo zacumował w Bydgoszczy, a konkretnie w uroczym, podmiejskim domu z okazałym ogrodem, statek zaś, na którym objął stery nazywa się Marzena W. Detektyw sprawdził też specjalny wykaz obsad statków morskich i okazało się, że nazwisko kapitana figuruje tam po raz ostatni prawie rok temu. Po zasłyszeniu tych rewelacji, właścicielka pięknej kamienicy, wnuczka przedwojennego polskiego biznesmena, córka lotnika, absolwentka uniwersytetu jagiellońskiego wybrała się za swoim mężem do domu Marzeny W. do miasta Bydgoszcz.  W elegancką torbę ze skóry aligatora włożyła młotek. Przedmiotem prawniczych rozważań jest to czy Marzena W. działała w obronie własnej, kiedy nożem kuchennym ugodziła Irenę K. w serce, czy też dźgała rywalkę nożem, bo ta przyjechała zabrać jej człowieka, do którego już bardzo się przyzwyczaiła. Na krzyk obu bliskich sobie kobiet przybiegł z ogrodu, zażywający akurat kąpieli słonecznej kapitan żeglugi wielkiej. Irena K. zmarła w przedpokoju rywalki do względów męża. Marzena W. stanęła przed sądem, który zajął się rozwikłaniem zawiłości prawniczych związanych z zakwalifikowaniem zabicia wymachującego młotkiem człowieka w przedpokoju własnego domu. Takiego przecież człowieka, do którego żywi się emocjonalną niechęć związaną z próbą odebrania sobie, swojego własnego wybranka serca. Z tego, co wiemy, kapitan żeglugi wielkiej, pan Andrzej Władysław K. definitywnie zerwał z morzem. Jest dzisiaj bardzo zamożnym człowiekiem, bo bardzo bogata  żona zostawiła jemu jedynemu ogromny majątek. Na marginesie sprawy o zabójstwo, kiedy badano jej okoliczności policja dowiedziała się o niezwykle wartościowym znalezisku Ireny K. Nic policji jednak do tego, bo jeżeli ktoś dawno temu znalazł coś we własnym domu to jest to tylko jego własne szczęście, a upływ lat czyni takie znalezisko niedostępnym również dla organów finansowych. Morał z tej opowieści płynie taki. Nie warto za niewiernym mężem latać z młotkiem, bo można stracić na zawsze nie tylko jego samego, ale również własne życie.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
jacek bohdan
Użytkownik - jacek bohdan

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2009-11-26 21:55:40