Misza
Pokraczną konwersację Miszy z dwiema dziewczynami słyszeli goście w sąsiednich lożach. W jednej bawili się hałaśliwi starsi Norwedzy, którzy mieli już nieźle w czubie i nie skupiali się na tłumaczeniach marynarza zrusyfikowaną angielszczyzną. W drugiej siedziało czterech dobrze zbudowanych młodych panów, którzy świętowali zamknięcie intratnego interesu polegającego na wymuszeniu. Poważni i skupieni na nieokazywaniu emocji, zwrócili uwagę na drażniący akcent.
Miszy udało się w końcu grzecznie pożegnać z dziewczynami i wyjść z klubu. Zaraz za nim wyłonił się taksówkarz w wędkarskiej kamizelce. Czekał na niego inkasując najpierw należność za kurs, potem wstęp do klubu, który zapłacił Misza, a następnie działkę z każdej godziny, które marynarz spędził z prostytutkami na pokoju. Przyszedł czas na ostatni zarobek, za kurs z powrotem na statek. To była całkiem udana noc.
Z klubu wyszło też trzech młodych mężczyzn spośród tych czterech, którym nie spodobał się akcent Miszy i jego aparycja. Czwarty został z dziewczynami, ten, który miał największe problemy z prokuraturą i nie było potrzeby, żeby jeszcze ryzykował.
Jeden z typów klepnął taryfiarza w ramię.
– Jedź stąd – powiedział.
Starszy pan spojrzał na tę trójkę i zrozumiał od razu.
Drugi z nich stanął Miszy na drodze do tylnych drzwi auta.
Oj, coś nie idzie jak trzeba – pomyślał porządnie pijany marynarz.
Z przyćmionym wódką żalem patrzył, jak wędkarska kamizelka taksówkarza znika wewnątrz mercedesa, rozbrzmiewa silnik i gablota odjeżdża.
Chcą się przyczepić. Okradną? Pobiją?
– Co, Rusku, dobrze ci u nas? – zapytał ostrzyżony na krótko, gniewny człowiek.
– Slava Ukraini – wymamrotał Rosjanin. – Ja z Ukrainu.
Popatrzyli po sobie. Wyglądający na przywódcę mężczyzna nie mógł ustać w miejscu, przebierał nogami, jakby szykował się do biegu. Wpatrywał się w Miszę gigantycznymi źrenicami napompowanymi kokainą.
– Może faktycznie – powiedział inny, ale bez przekonania.
– Gówno, nie z Ukrainy. To Rusek, Ukraińcy gadają inaczej, znam dobrze kilku.
– Ale na Ukrainie też mówią po rosyjsku.
– Zobacz jego ryj, to Rusek.
Misza nie rozumiał polskiego języka. Miał nadzieję, że te chłopaki poprzekomarzają się z nim i na tym się skończy. Może nawet przybiją piątki na pożegnanie bratu z Ukrainy.
Niepotrzebnie odesłali taksówkę. Jak teraz wrócę na statek?
Podrapał się w lewy bok pod pachą i spojrzał na rozdeptane opakowanie po papierosach obok niespokojnych nóg przywódcy. Miał ochotę je podnieść i wyrzucić do kosza.
– Patrz, jak się frajer drapie, jaki wyluzowany.
Niespodziewany i mocny policzek zamroczył Miszę na moment.
Co?!
Nie bolało. Znieczulające działanie alkoholu przeszkadzało w kontaktach z kobietami, ale w tej sytuacji było dobre.
– Ruski śmieciu, nauczymy cię pokory.
Misza zauważył, że nogi tych chłopaków zrobiły się jeszcze bardziej niespokojne, jakby chciało im się tańczyć.
Drugi policzek. Kilka pokracznych kroków uchroniło Miszę przed upadkiem.
– Szto?!
Nadzieja, że to tylko przekomarzanie, chwiała się odepchnięta przez inną.
Poszturchają mnie i zostawią. Zdarzają się takie rzeczy.
Zacisnął zęby, żeby to przetrwać, ale poczuł się niesamowicie samotny. Daleko od domu, jak nigdy wcześniej, a pływał przecież po całym świecie.
Cios w brzuch.
– Uff. – Misza zgiął się w pół, stracił na chwilę oddech.