Misza

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Pomyślał o najbliższej mu osobie.

Mateczka moja…

Spała już na pewno. Było ciepło, więc do zachodu siedziała na stołeczku przed domem i słuchała świerszczy, rozmyślając o swoim prostym wiejski życiu, niezmiennym od dziesięcioleci, i o synu, czy wszystko u niego dobrze, czy krzywda mu się nie dzieje.

Kolejny cios wylądował na kości policzkowej blisko oka. Ledwie zauważył zbliżającą się pięść.

– A teraz, ruska świnio, defiluj nam, pokaż, jaki z ciebie zwycięzca. Obesrana, tępa armia czerwona!

Misza chwiał się na nogach, świat wirował. Słyszał głos warczący do ucha, ale nic nie rozumiał, czuł jedynie zapach z ust i zionącą w niego ogromną nienawiść. Wiedział skąd się wzięła i poczuł wstyd za to, że był Rosjaninem i złość na wierchuszkę rządzącą jego krajem.

Przez nich mnie biją, przez nich.

Oko puchło błyskawicznie i zaczęło się zamykać.

Chwila i koniec. Za chwilę mnie zostawią.

Uczepił się tej nadziei.

– Maszeruj, frajerze, jak na placu czerwonym!

Kolejny cios, a po nim kopniak w dupsko. Marynarz upadł, szorując czołem o bruk. Dzięki Bogu za otępiające działanie alkoholu.

– Panowie, nie trzeba. Ja jestem dobry chłopak, dobry dla każdego, nie bijcie… – bełkotał po rosyjsku tak, że i Rosjanin by nie zrozumiał. Uniósł przy tym ręce, jakby się poddawał, a nie zasłaniał.

– Zamknij ryj. Ruski kłamco – powiedział któryś, jakby zrozumiał bełkot.

– Zostawcie mnie w spokoju… – powtarzał Misza.

Znów myślał o wsi, gdzie się wychowywał, i o miłości, którą słyszał w głosie mamy za każdym razem, kiedy do niej dzwonił, albo czuł we łzach na policzku, gdy witała go przed furtką. Wiele by dał, żeby przytulić się do jej granatowego fartucha i poczuć zapach domu.

Solidne ciosy i kopniaki spadały z każdej strony jeden za drugim.

Wytrzymać…

Marzył, żeby wszystko skończyło się dobrze, żeby znaleźć się już na statku. Ale to bezpieczne miejsce oddalało się z każdym uderzeniem coraz bardziej, jakby łajba już odpłynęła bez niego. Zaczął myśleć o dziwnych rzeczach, że nie był dzieckiem i już się nażył. Jakby chciał się pogodzić z ewentualną śmiercią.

Kiedy stracił przytomność, oprawcy czekali, cucąc go, żeby ją odzyskał. Potem tłukli dalej.

Obok przechodziło dwóch młodych kolesi, zaciekawionych akcją.

– To Rusek, śmieć! – wyjaśnił jeden z gnębicieli.

Kolesie uśmiechnęli się na tę wieść i machnęli ręką, a trójka bandziorów napędzanych nienawiścią, białym proszkiem i poczuciem wykonywania świętego obowiązku pozbywania się komórki rakowej świata poczuła się usprawiedliwiona i dumna ze swego dzieła.

Co jakiś czas padały słowa utwierdzające w słuszności czynu:

– Lubicie zabijać kobiety i dzieci?

– To i tak nic w porównaniu z wami! Won śmiecie do swojego kraju!

Dwóch taryfiarzy wyglądało przez okno klubowej poczekalni. Dowiedzieli się o narodowości Miszy od kolegi, który go przywiózł. Kiedy Rosjanin stracił przytomność i jego ciało stało się bezwładne, wystraszeni odwrócili wzrok i wrócili do wpatrywania się w telewizor.

Źle się dzieje – myślał Misza odzyskując świadomość po raz drugi. – Zginę tu.

Miejsce osamotnienia i tęsknoty zajął strach przed śmiercią, który wypływał jakby z brzucha, a nie z umysłu. Trząsł marynarzem coraz bardziej, szczególnie po tym, kiedy pojawiła się myśl, że już nigdy nie wróci do domu.

Mateczko, moja mateczko...

Ciało biło na alarm, narządy cierpiały, nerki i śledziona były już mocno uszkodzone, stres wewnątrz sięgał zenitu, a ciosy przybierały na sile, bo prześladowców ponosiło coraz bardziej.

– Lubisz nienawidzić i zabijać niewinnych, śmieciu?

– Oko za oko, tępaku.

Czuli się jak bohaterowie, jak wybawcy. W końcu to, w czym byli dobrzy, okazało się potrzebne nie tylko w nielegalnych i samolubnych celach, ale dla dobra ogółu, który przecież odbierze ich czyn z aprobatą. Dźwięczało im w głowach, że nawet jeśli zabiją tego Ruska, nie staną przed sądem, bo w rzeczywistości robią coś dobrego, czego chcieli wszyscy. Zabijanie rosyjskich najeźdźców w Ukrainie jest pożądane, a co za różnica, gdzie znalazła się ruska świnia?

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04