Miłość
Ah tak, Ben z posępną miną krążył po drugiej stronie korytarza. - I jak ja mu to powiem- myślał ale nic mądrego i rozsądnego nie przychodziło mu do głowy. Zupełnie sobie nie radził z tym wszystkim. 10 letni chłopiec zżyty ze swoją matką ma się dowiedzieć, że nadszedł czas pożegnania. Wiedział że Julia rozmawiała kiedyś z nim, że James od początku choroby swojej matki wiedział co się dzieje i jak to wszystko może się skończyć....ale to była tylko teoria, czarna wizja na którą on Ben nigdy nie chciał się zgodzić. Wierzył, że jego nerka uratuje żonę, żył nadzieją ale od kilku dni było widać, że coś się dzieje. Mimo dziarskiej twarzy żony czuł, że się nie udało...ona też to wiedziała ale jeszcze nie chciała tego przyznać przed sobą samą również. Ale teraz? Lekarz orzekł, że to jej ostatnie godziny.
-Proszę mi wierzyć zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, Pan również. To nigdy nie jest łatwe, bardzo nam przykro.- przypomniał sobie słowa lekarza i poczuł ból gdzieś w lewej części swojego ciała.
-Tatusiu...- mały chłopiec stanął przy nim i potrząsnął delikatnie jego ręką
-Ah James, kochanie....-wyrwany z zamyślenia przykucnął przed chłopcem i przytulił.
-Chodźmy do mamy dobrze?
-No tak......chodźmy.
W małej przyjemnej ciepłej sali leżała tylko ona, kobieta w wieku 40 lat z długimi lekko kręconymi ciemnymi włosami. Podłączona do różnych aparatur monitorujących pracę jej narządów. Była bardzo blada i słaba ale na widoku dwóch wchodzących do środka mężczyzn jej życia uśmiechnęła się na tyle radośnie, że osoba trzecia nie mogłaby się zorientować że ta kobieta za chwile umrze.
-Mamusiu!-krzyknął James i podbiegł do niej tuląc się do piersi.
Ben stanął nieśmiało z boku nie wiedząc co ma z sobą zrobić, czuł się teraz taki bezsilny i samotny. Podświadomie winił siebie za to, że jego nerka została odrzucona. Dopiero cichy głos żony by podszedł wybił go z zadumy i znowu winił się tym razem, że nie jest przy niej i okazuje lęk gdy ona jest taka dzielna.
-Już jestem kochanie przepraszam.
-Posłuchajcie, od teraz musicie trzymać się zawsze razem, jesteście dzielni zaradni wiem że sobie poradzicie. - nie mogła nic więcej powiedzieć a głos jej się załamał. Jakże to było niesprawiedliwe! Tak bardzo ich kocha a musi ich opuścić! James jest jeszcze taki mały jak on sobie poradzi bez matki! No i Ben co z nimi teraz będzie?Łzy mimowolnie napłynęły jej do oczu , nie chcą by ktokolwiek to zobaczył uśmiechając się przyciągnęła do siebie męża i przytuliła swoich chłopców z całych sił.
-Bardzo was kocham i zawsze przy was będę.
-Też Cię kochamy mamusiu- odszepnął James.
Zapukano do drzwi w których po chwili stanął lekarz.
-Przepraszam, że przerywam ale czy mogę Pana na chwilę prosić?
-Oczywiście- Ben podniósł się z nad łóżka całując przy tym Julię w czoło i razem z lekarzem wyszli na korytarz zamykając za sobą drzwi. Julia odprowadziła ich wzrokiem a następnie spojrzała na synka i cichym głosem powiedziała
-Posłuchaj James, od tej chwili Twojemu ojcu i Tobie może być bardzo ciężko...
Przerwała na moment ale w oczach chłopca ujrzała, że ten ją rozumie.