Miecznik (IV)
-Długo masz zamiar ciągnąć tą szopkę, czy powiesz mi w końcu o co tu chodz? – zapytał zimno, cicho.
Mag uśmiechnął się. Albo skrzywił z dezaprobatą, miecznik nie wiedział i mówiąc szczerze gówno go to interesowało.
-Wybacz mistrzu, formalności. Jesteś tutaj, ponieważ król Polowia, oficjalnie skazał cię na śmierć. Ciebie i każdego innego mistrza mieczy przemierzającego krainy. Masz zali ten zaszczyt, że będziesz pierwszym który padnie. – Czarodziej spojrzał w stalowe niebo – Godzina zero wybija właśnie w tej chwili. Ach… i gdybyś jednak zechciał stawiać jakiś opór… - ze stołbu wyszło trzech żołdaków trzymając pod łokcie Jaśmin. Patrzyła w ziemię, jej suknia była poszarpana a włosy miała w nieładzie.
Mag zamilkł a najemnicy z wyszczerzonymi gębami ruszyli na bezbronnego południowca. Ten obnażył zęby jak wilk cofając się przed uzbrojonymi łowcami. W końcu dotknął plecami ściany, najemnicy sprawnie go otoczyli. Warknął jak basior zapędzony w róg, bez drogi ucieczki, bez nadziei, bez przyszłości. Tylko z dziką, pierwotną wolą walki na przekór wszystkiemu. Najmici byli już pewni swego. Dwunastu doskonale wyekwipowanych ludzi przeciw jednemu bezbronnemu. Ćwiczyli do tej walki od ponad roku. Doskonalili odruchy, uczyli się zastaw przed śmiertelnymi uderzeniami mieczników, trenowali współdziałanie przeciw mistrzom pojedynków. Byli gotowi, adrenalina burzyła im krew w żyłach. Krak rozluźnił mięśnie i przymknął oczy uspokajając oddech. Pierwszy cios nadszedł od lewej, nieco go zaskoczył ale uchylił się starą metodą przenoszenia ciężaru ciała z jednej na drugą nogę. Drugie uderzenie poszło w nogi. Mistrz nieznacznie cofnął się unikając i tego. Dopiero wtedy otworzył oczy a jego oddech uspokoił się już całkiem. Szczegóły rozmyły się. Zostało tylko… wszystko. Nie widział niczego zbędnego, tylko postacie. Na pierwszy plan wysuwało się wyłącznie to co mogło stanowić zagrożenie, reszta ginęła w tym panoramicznym spektrum widzenia. Minęło sześć lat zanim nauczył się patrzeć w ten sposób. Trzeci cios padł z tyłu, wprost na głowę mistrza. Szybki ruch ręką, skręt bioder i szarpnięcie. Najemnik padł głucho na ziemię a z jego krtani sączyła się krew. Mistrz mieczy wysunął puste ręce przed siebie mierząc wzrokiem najemników i wtedy zaczęli się bać. Bo to nie myśliwi tutaj polują. To wilk jest łowcą.
-Imponujące… - szepnął mag do siebie gdy miecznik pozbawił głowy jednego z najmitów jego własnym ostrzem i natychmiast przeszedł do kontrataku – cholernie imponujące…
Krak przełożył między dłońmi jednego z najemników zdobyczny miecz i skomplikowaną dźwignią wydarł mu jego własny razem z trzewiami. Później uchylając się kolejnym uderzeniom przeciwnika przebił trzewia następnego i nie wyciągając ostrza obrócił umierającego by uśmiercić kolejnego wroga.
Książę zagryzł zęby gdy piąty trup padł na ziemię a miecznik miał na ciele tylko nieznaczne, krwawiące rany. Zacisnął palce na balustradzie patrząc wyczekująco na maga. Ten nie dawał żadnego znaku przypatrując się tylko rzezi. Gdy mistrz mieczy wspierając się na wysuniętej nodze i ramionach napastnika wskoczył na jego kark butami i z tej pozycji wbił weń miecz całą siłą swojego opadającego ciała Lesław nie wytrzymał.