Miecznik (IV)
-I dobrze – skwitował najemnik – Nigdy sukinsynów nie lubiłem.
-Listy wysłaliście? – łysy mag grzebał dalej w kaletce szukając kolejnych eliksirów. O ile bełt był zaplanowany i doskonale zabezpieczony to pchnięcie pryszczatego szczeniaka mogło zabić mistrza magii.
-Te z pogróżkami? Już z tydzień temu. Hołota do zamachów też wynajęta, wszystko rzecz jasna w Latarni…
Mag uśmiechnął się.
-Będzie naprawdę prawdziwie… ha! Sam bym się nabrał… To jedź jeszcze z chłopakami postraszyć rodzinę księcia, żeby mi czegoś w trakcie nie spartolili… Lesław jest Polowianinem z krwi i kości, ale reszta już się tu trochę zasiedziała i mogą czynić problemy. – Płatek skinął głową – I pamiętaj, ty i reszta wesołej kompanii za najdalej miesiąc musicie zacząć wspólne treningi… inaczej i tak was pozabija…
-Rozumiem mistrzu… widziałem co zrobił z tymi łachmytami. – Mężczyzna zawahał się na chwilę idąc po ukryte konie – A Valia…
-Tak?
-Jesteś pewien, że po tym wszystkim dalej będzie portretować miecznika, uwiedzie go i tak dalej...? Kobiety bywają pamiętliwe mistrzu… Zwłaszcza w sprawach cnoty…
-Będzie nam wierna. – mag uśmiechnął się nieznacznie – Ona mnie kocha.