Maszeńka na moście
ie i chłodno. Maksim
szybko zakończył tę rozmowę.
Po paru dniach znów był u niej. Zatęsknił za jej milczeniem, herbatą z brązowym
cukrem, za niskim łóżkiem, nad którym wisiał obłok ciszy…
Bawiło go, a nawet fascynowało, że nic o niej nie wie. Patrzył w zachwycie na
jej oczy, w których nie potrafił i nie chciał czytać… Nie docenił jej jednak.
Wdzierała się w jego życie tak powoli, że tego nie zauważał. Otaczały go jej
zapachy, smaki i przedmioty. Oddychał jej powietrzem i patrzył, nasycał oczy
kolorami, które mu podsuwała.
-Spal dla mnie swoje mosty…- wyszeptała, kiedy skończył jej tłumaczyć dlaczego
nie może się do niej przeprowadzić. Maksima przeraziła zaborcza czułość jej
głosu i to, że tak bardzo go chciała dla siebie. Po co ja ci jestem, po co,
pytał w duchu. Do czego ci jestem potrzebny?
Autobus pokonał ostatni zakręt i miękko zajechał na dworcowy parking. Szybkie,
prawie nerwowe spojrzenie upewniło ją, że nikt na nią nie czeka. Wysiadła.
Bagaże nie były ciężkie, zarzuciła torbę na ramię i jeszcze raz rozejrzała się
dokoła. Nie było go.
Podeszła do najbliższej ławki, z torebki wyjęła kartkę z adresem i plan miasta.
Od paru dni przemierzała tę drogę w myślach, sunąc palcem po nitkach uliczek do
środka labiryntu, więc znała ją na pamięć, zupełnie jak ten podwójny adres:
jeden szybki, niedbały i drugi, staranny i pewny. Taki jak ja, pomyślała. Też
taka jestem. Podwójna.
Miasto (jego miasto) szumiało, bzyczało jak rój i wcale nie zapraszało do
podróży w głąb ruchliwych ulic. Tylko, że tam czekał on, Maksim. Pisał jakiś
ciąg dalszy tej historii, podczas gdy ona z torbą na ramieniu mijała wystawy
sklepów, odbijające szyderczo jej zniekształcone odbicie. Spieszyła się, bo jego
głos przez telefon był taki odległy.
Słyszał, jak podchodzi pod jego drzwi, cofa się, tak bardzo niepewnie i znów
robi krok do przodu. Lubił ten kobiecy taniec, śmiałe wkraczanie na cudzy teren
i natychmiastowe wycofywanie się, wszystko w jednym płynnym ruchu…
Zgrzyt zamka unieruchomił ją na ułamek sekundy w geście zdziwienia, oczekiwania,
ulgi… Nigdy wcześniej nie widział jej oczu rozszerzonych w ten sposób i nie był
pewien, czy chciałby je znów takimi zobaczyć, ale nagle wiedział, że jutro
wstanie, a jej ubrania będą leżały na krześle i na oparciu łóżka.