IRMA - rozdział 1
Kolejna pusta butelka po piwie, kolejny krok do szybszej śmierci ale temu facetowi który rzekomo zwany moim ojcem nigdy nie zwracał na to uwagi. Ciągły smród i pościg do kibla w wyścigu „Ja czy sensacje żołądkowe”, według mnie nie ma zwycięzcy. Tak naprawdę nie jest moim ojcem, Jerzy jest tylko kolejną ofiarą z „podbojów miłosnych” mojej mamy z przed kilku lat. A mój biologiczny ojciec? Nigdy go nie poznałam, odszedł od matki zanim się urodziłam. Nie wiem jak się nazywa, jak wygląda i gdzie mieszka, matka nie chciała mi nic powiedzieć. Wracając do Jerzego, nasze relacje nie są dobre, już pierwszego dnia kiedy go zobaczyłam zrozumiałam, że nigdy z nim się nie dogadam. Dlaczego? Niby robił dobre pierwsze wrażenie ale widziałam jak wykorzystuje matkę, był dla niej miły i kochany, bo pragną jedzenia, jej „miłości” i kasy na alkohol. Nie są po ślubie ale ona nie może wyrzucić go z domu mimo moich starań, za bardzo jest wpatrzona w tego staczającego się faceta. Nie wiem co ona w nim widzi, chyba lubi być poniżana i ciągle robić co on chce… I znowu dobiegł mnie dźwięk torsji. Było to już codziennością, że mało kiedy zwracałam na to uwagę.
Spojrzałam na zegarek, była dopiero siódma rano i ostatni dzień świat zimowych. Mogłabym wybuchnąć śmiechem by wyśmiać to co się dzieje u mnie w domu ale nie było mi dzisiaj do śmiechu. W sumie było mi smutno na myśl o tym jak było dawniej. Póki byliśmy w trójkę, ja, mama i Oliwer wszystko było jak w każdej normalnej rodzinie, pełno ciepła i radości, zawsze miło spędzony czas. Lecz od dziewięciu lat na naszym wigilijnym stole o ile to można tak nazwać widniała wódka bądź piwo, czasami można było zobaczyć trochę jedzenia jak matka pamiętała żeby coś dla nas ugotować. Czyli jak każdego normalnego dnia, już nie ma świąt i już nie ma rodziny. Teraz muszę liczyć tylko na siebie i Oliwera.
Spojrzałam na sufit ozdobiony lampkami choinkowymi i swobodnie zwisającymi zdjęciami, na których znajdowało się pełno wspomnień. Dzisiaj nie chciałam rozpamiętywać o tym co było za dużo takich dni już przeminęło. Gdzieś na dole trzasnęły właśnie drzwi i rozległ się stukot klapków o podłogę. Mama wstała, lecz i tak pewnie zaraz zniknie w papierach, jak nie zajmują się nawzajem z ojcem to spędza czas między dokumentami z pracy.
Gdy ponownie nastała cisza wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Po drodze słychać było skrzypienie każdej deski na którą stanęłam oraz ciche pojękiwanie matki u Jerzego, przerwa między piciem, a przytulaniem się do kibla. Zajrzałam do lodówki, kilka piw, stary jogurt i mleko.
- No to dziękuję – mruknęłam pod nosem i wróciłam do pokoju.
Włączyłam komputer i zaczęłam przeglądać aktualności na facebook’u. Wszyscy moi bliscy znajomi pisali coś o wypadku z wczorajszego wypadu na miasto, ja oczywiście musiałam zostać w domu pilnować ojca z jego napadami podczas gdy mama poszła zdradzić go z pierwszym lepszym napotkanym facetem. Co było normalnością, a on nie zwracał na to uwagi liczyło się, że może spać z kimś innym niż tylko z butelką.
Czytając dalej posty wywnioskowałam, że ktoś z moich znajomych miał wypadek. Aż tu nagle pojawiło się moje imię „Współczuję Irmie, pewnie strasznie to przeżywa” tylko że, ja nie wiedziałam o co chodzi. Czytając dalej widziałam jak więcej osób udziela się pod tą wiadomością. Nagle do pokoju wpadł Oliwer.
- Czemu nie odbierasz telefonu?
- Telefon mi się rozładował i nie chciało mi się szukać ładowarki. – odpowiedziałam i zabrałam się do jej szukania. – A o co chodzi?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, rzadko to robił, więc zrozumiałam powagę sytuacji i podłączyłam kabel do telefonu po czym go włączyłam.
- Max miał wypadek- powiedział to w momencie gdy wyskoczyło mi kilkanaście powiadomień w telefonie. Nieodebrane połączenia, nieprzeczytane wiadomości i nagrania na poczcie głosowej.