Masażysta
- Proszę położyć się teraz na brzuchu – usłyszała miękki, ściszony głos.
Przekręciła się na brzuch a terapeuta rozpiął jej biustonosz.
- Przepraszam ale to konieczne – powiedział cicho, jakby usprawiedliwiając się.
- Po co on mnie przeprasza? – pomyślała.
Zmęczenie gdzieś uleciało, a ból w plecach dosłownie zniknął. Chwilami czuła się senna, a chwilami wręcz lekko podniecona. Czas przestał być wymierny.
Gdy usłyszała – Dziękuję, to tyle – otworzyła oczy.
Patrzyła na spokojną twarz i wpatrzone w nią błękitne oczy. Szaro-błękitne, zmęczone oczy. Lekki uśmieszek kącikiem ust, nadawał tej twarzy jakiejś figlarności. I oczy… Gdzieś w tym zmęczeniu tańczyły jakieś chochliki, diabełki… Gdzie ona widziała takie oczy??? Jego ciemno turkusowy strój jeszcze ten błękit podkreślał.
- Proszę się ubrać. Z mojej strony to już wszystko. Dziękuję pani. – powiedział łysy masażysta i po dyskretnie wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Spojrzała odruchowo na zegar na ścianie. - Ale ten czas leci! Jestem tutaj ponad godzinę. - pomyślała i szybko się ubrała.
Kobieta w recepcji szukała czegoś w komputerze. Coś mętnie mówiła że „jakaś promocja”, a w końcu stwierdziła, że Marta nic nie płaci.
Mile zaskoczona wyszła z lecznicy i spojrzała jeszcze raz na zegarek.
- O cholera! Żebym się nie spóźniła na pociąg.
Gdy wbiegła na peron, jej pociąg już stał.
Usiadła na miejscu wskazanym na bilecie. – Uff. Zdążyłam. – pomyślała.
Czekała ją kilkugodzinna jazda do rodzinnego miasta.
Gdy pociąg nabrał już szybkości, lekko się zdrzemnęła. Miała dziwny sen składający się z krótkich scen, obrazów. Morze, plaża, jakiś park, kwiaty, pąk białych róż, jakiś zamek...
Obudziła się nagle. Nie wiedziała nawet dlaczego.
- Jednak jest znakomity – pomyślała – Dwie godziny siedzenia w samolocie, teraz te kilka godzin w pociągu, a moje plecy nic nie odczuwają.
Przywitała się z rodziną i przeszli do ogródka. Coś, co zobaczyła, niejasno jej się skojarzyło. Takie Deja Vu. Ale co i z czym? Po chwili przestała o tym myśleć.
Następnego dnia po śniadaniu wyszła do ogródka. Spojrzała na błękitnie kwitnącą maciejkę. I już wiedziała!
Wiedziała gdzie widziała takie oczy! Wiedziała do kogo należą oczy, które wczoraj na nią patrzyły!
Musiała tam wrócić żeby się upewnić!
W dniu powrotu, specjalnie wzięła wcześniejszy pociąg. Była podenerwowana gdy wchodziła do lecznicy.
- Co ja im powiem? – myślała intensywnie – że przypomniałam sobie pewien masaż stóp na kanapie przed laty? Zbłaźnię się tylko.
W recepcji siedziała inna kobieta.
- Proszę pani – zaczęła Marta niepewnie – ja… byłam kiedyś waszą pacjentką i chciałam teraz osobiście podziękować terapeucie.
- Jak się nazywa? – zapytała recepcjonistka skupiona na wstukiwaniu danych do komputera.
- No… widzi pani, nie wiem. – zająknęła się – pamiętam że był łysy, albo ogolony i tak się śmiesznie uśmiechał kącikiem ust…
- Aaa… chodzi pani zapewne o pana Roberta. On był założycielem tej lecznicy.
- Tak, tak Roberta – przytaknęła, gdy imię z mocą huraganu do niej dotarło i przywołało tysiące obrazów naraz.
- Bardzo mi przykro – stwierdziła recepcjonistka odrywając się od swojego komputera i patrząc na Martę z zakłopotaniem – ale pan Robert zmarł na zawał serca zaraz po założeniu lecznicy…
- To już ponad dwa lata temu. – dodała ciszej.
22 marca 2016